PODSUMOWANIE RUNDY JESIENNEJ LIGI OKRĘGOWEJ WZPN ORLIKÓW E1
W rundzie jesiennej Ligi Okręgowej Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej (sezon 2013/2014) UKS LIDER Swarzędz 2003 wystawił, po raz pierwszy w swojej czteroletniej ligowej historii, dwie drużyny, w których w rozgrywkach WZPN uczestniczyło w sumie 30 chłopców.
Sezon zakończył się ogromnym sukcesem naszego zespołu, który do wiosennych rozgrywek Grupy Mistrzowskiej wprowadził dwie drużyny, co w dotychczasowej historii naszego Uczniowskiego Klubu Sportowego zdarzyło się po raz pierwszy.
Drużyna grająca w grupie 3 Ligi Okręgowej rozegrała 10 spotkań, 9 rozstrzygając na swoją korzyść i jedno przegrywając, a stosunek bramek zdobytych do straconych jest naprawdę imponujący i wynosi 110:7.
Więcej bramek od LIDERA, grającego w grupie 3, w jesiennych rozgrywkach WZPN Orlików E 1 zdobyły tylko zespoły Lecha Poznań i Warty Poznań, a nasz bramkarz Oli w nieformalnej klasyfikacji ligi zajął 3 miejsce, bo mniej goli od niego wpuścili wyłącznie golkiperzy Lecha Poznań i Szóstki Śrem.
Drużyna grająca w grupie 5 Ligi Okręgowej także rozegrała 10 spotkań, 7 rozstrzygając na swoją korzyść, jedno remisując i 2 przegrywając. Stosunek bramek 46:20.
W sumie więc z 20 meczy ligowych tegorocznej jesieni zwyciężyliśmy aż w 16, jedno spotkanie zremisowaliśmy, a 3 razy doznaliśmy porażki.
Królem Strzelców zespołu w rundzie jesiennej został Albert Żerkowski (24 gole), a oprócz niego w meczach ligowych punktowało dla LIDERA aż 17 zawodników: Bartek Łuczak (18), Stasiu Żuk (15), Olek Rybarczyk (14), Denis Jeske (13), Kacper Fornalkiewicz (12), Michał Wieczorek (9), Dawid Gulczyński, Aleks Ławniczak i Dominik Zaborniak (7), Marcin Górczewski, Łukasz Grodzki i Wiktor Przebieracz (5), Jasiu Książkiewicz (4), Stasiu Grupiński i Kacper Vogel (3), Kacper Dorna (2) oraz Dominik Uliczny (1).
Wartymi odnotowania wydarzeniami rundy jesiennej były:
– „kołyski” wykonane przez chłopców w meczach grupy 3 z Juniorem Koziegłowy (19 października, wygrana 17:0) oraz grupy 5 ze Spartą Oborniki (19 października, wygrana 7:0), dokumentujące szczęśliwe wydarzenie w życiu naszego Trenera Łukasza, któremu kilka dni wcześniej urodziła się córeczka Emma;
- najwyższa wygrana w dotychczasowej historii Lidera 2003 oraz druga najwyższa wygrana w historii UKS Lider Swarzędz (mecz z Piastem Kobylnica w Swarzędzu, 21 września, wygrany 20:0);
- zwycięstwo 3:0 w derbach Swarzędza z Unią (9 listopada), które odnieśliśmy po świetnym meczu i ciężkiej walce, niesieni fantastycznym dopingiem licznie zgromadzonych rodziców i które zdecydowało o naszym awansie do Ligi Mistrzów z grupy 5. Po tym zwycięstwie nad naszym swarzędzkim boiskiem przy ulicy Polnej zabłysły sztuczne ognie, a rodzice obsypali chłopców konfetti.
Wiosną 2014 roku w Grupie Mistrzowskiej Ligi Okręgowej WZPN spotkają się zwycięzcy jesiennych grup ligowych:
GNIEWKO Gniezno (grupa 1)
POLONIA Środa Wlkp. (grupa 2)
UKS LIDER I Swarzędz (grupa 3)
LECH Poznań (grupa 4)
UKS LIDER II Swarzędz (grupa 5)
WARTA Poznań (grupa 6)
AKADEMIA REISSA Poznań (grupa 7)
UKS SZÓSTKA Śrem (grupa 8)
Gratulujemy serdecznie podwójnego awansu do Ligi Mistrzów zarówno Trenerom Łukaszowi i Arkowi, jak i naszym synom, zawodnikom Lidera Swarzędz 2003.
Poznań,10.11.2013
Orlik E1 (grupa 3): LECH II Poznań - LIDER Swarzędz 4:1 (3:0)
Na boisko Kolejorza w Poznaniu, na nasz ostatni tegoroczny mecz ligowy udaliśmy się w składzie:Marcin Górczewski, Dawid Gulczyński,Kacper Fornalkiewicz (k), Denis Jeske, Wiktor Koralewski,Jan Książkiewicz,Aleksander Rybarczyk, Oliwier Strugalski (b), Kacper Vogel, Michał Wieczorek i Albert Żerkowski.
Mecz był z cyklu tych „o pietruszkę” lub „o honor”, ponieważ już w poprzednim spotkaniu w Murowanej Goślinie zapewniliśmy sobie awans do Grupy Mistrzowskiej Ligi Okręgowej Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, w której wiosną przyszłego roku zmierzymy się z najlepszymi drużynami naszego rocznika w regionie.
Niestety, zakończenie tego dobrego dla nas sezonu zupełnie nam się nie udało, ponieważ zasłużenie przegraliśmy 4:1, dając pokaz ogromnej nieskuteczności, a „setkami”, których w tym spotkaniu nie wykorzystaliśmy można byłoby obdzielić kilka spotkań ligowych. Z drugiej strony popełnialiśmy także poważne błędy w obronie, w którą często dobrze wyszkoleni technicznie Lechici wchodzili „jak w masło”, wskutek czego straciliśmy dzisiaj więcej bramek niż w poprzednich 9 meczach ligowych…
Początkowe minuty spotkania upłynęły pod znakiem lekkiej przewagi Lecha, grającego wysokim, agresywnym pressingiem i tę przewagę nasi rywali udokumentowali bramką w 5 minucie, po strzale z lewej strony boiska, który wpadł w długi róg naszej bramki, odbijając się od wewnętrznej części słupka.
W 8 minucie do długiego podania na wolne pole ruszył Albert, ale bramkarz Lecha dalekim wybiegiem przerwał naszą akcję. To był pierwszy z całej serii dzisiejszych pojedynków biegowych „kto szybszy” między zawodnikami Lidera, a golkiperem Lecha. Z wszystkich zwycięsko wyszedł ten ostatni, wielokrotnie dalekimi i szybkimi wyjściami poza pole karne uprzedzając naszych graczy.
Kolejne minuty to nasza przewaga, której jednak nie potrafiliśmy wykorzystać, mimo iż pod bramką Lecha co jakiś czas porządnie się kotłowało.
W 14 minucie groźnie skontrował Kolejorz, ale Oli był na posterunku, piękną interwencją wyciągając piłkę spod poprzeczki.
Chwilę później, po ładnym rajdzie przez całe boisko, Ryba zmarnował wyśmienitą okazję na wyrównanie, trafiając w sytuacji sam-na-sam prosto w bramkarza.
Stara piłkarska prawda, mówiąca o tym, że niewykorzystane sytuacje się mszczą, potwierdziła się już po chwili, kiedy zawodnik Lecha przedryblował całą obronę Lidera, zdobywając drugą bramkę dla gospodarzy.
W 16, 19 i 20 minucie mieliśmy trzy dobre okazje bramkowe Fornala. W pierwszej sytuacji piłka po mocnym strzale z lewej strony o centymetry minęła słupek, w drugiej golkiper naszych rywali świetną interwencją wyciągnął piłkę z okienka, z kolei w ostatniej piłka po mocnym strzale uderzyła w poprzeczkę, a dobitka Gulczasa trafiła wprost w bramkarza.
Na dwie minuty przed końcem pierwszej połowy Albi spudłował w dobrej sytuacji, co minutę później się zemściło, bo Lech, po błędzie naszego bramkarza, prowadził już 3:0.
Tuż przed końcowym gwizdkiem mieliśmy jeszcze szansę na honorowego gola, ale Albi, po dobrym podaniu Książki, trafił w słupek.
W 2 minucie drugiej części meczu Ryba pięknie wypuścił w bój Albiego, niestety bramkarz Kolejorza znowu był szybszy, wybijając piłkę na róg. Po kornerze obok bramki mocno uderzył Ebi, który tego dnia rozgrywał świetną partię w obronie, dzięki czemu na trybunach został nazwany „czyścicielem”.
5 minuta przyniosła nam kolejny pojedynek biegowy Albiego i golkipera gospodarzy, znowu ze wskazaniem na tego ostatniego, a minutę później Ryba w sytuacji sam-na-sam trafił prosto w bramkarza.
W tej fazie meczu mocno przycisnęliśmy, ale mimo ogromnego zamieszania pod bramką Lecha nic nam nie wchodziło, a bramkarz rywali bronił świetnie i szczęśliwie, między innymi w 8 minucie, kiedy odbił instynktownie nogą strzał Fornala na wślizgu.
W 9 minucie wreszcie udało nam się trafić do siatki, kiedy, po świetnej, szybkiej akcji Lidera, Denio uderzył soczyście z linii pola karnego, dając nam honorowego gola.
Po tej bramce nasza przewaga jeszcze się zwiększyła, ale nic z tego nie wynikało. Mogliśmy i powinniśmy w tym okresie gry zdobyć kolejną bramkę (w 18 minucie), ale Gulczas w sytuacji sam-na-sam z golkiperem Lecha posłał piłkę w trybuny.
I znowu dała znać o sobie stara piłkarska prawda, bo w następnej akcji, po strzale napastnika Kolejorza, piłka odbita od pleców naszego obrońcy wpadła do siatki i zrobiło się 4:1...
W 22 minucie wyśmienitych okazji nie wykorzystali najpierw Guli, w sytuacji sam-na-sam trafiając w bramkarza, a potem Fornal, strzelając w dogodnej sytuacji zbyt lekko. W kolejnej akcji dobrej sytuacji nie wykorzystał Ryba, strzelając wprost w ręce golkipera Lecha.
Walczyliśmy do końca o zmianę niekorzystnego rezultatu, ale się nie udało…
Podsumowując, zagraliśmy słaby mecz z wymagającym rywalem, który na swoim boisku zagrał znacznie lepiej niż u nas w Swarzędzu, a my zafundowaliśmy sobie „festiwal” niewykorzystanych okazji bramkowych. W naszym zespole brakowało w tym meczu nieobecnych Bartka, Przebiera oraz Domina i szczególnie brak tego pierwszego był mocno widoczny, ponieważ nie było reżysera gry, który „zrobiłby różnicę” w środku pola…
W grze Lidera w tym dniu raziły problemy z przyjęciem piłki oraz, szczególnie w pierwszej połowie, niecelne podania, a także wspomniana już fatalna skuteczność strzelecka. Gdybyśmy wykorzystali chociaż połowę sytuacji bramkowych, to wynik tego meczu byłby zupełnie inny, a tak, po pięknej passie dziewięciu zwycięskich meczów ligowych, przyszło nam przełknąć gorzką pigułkę…
Murowana Goślina,8.11.2013
Orlik E1 (grupa 3): CONCORD Murowana Goślina - LIDER Swarzędz 0:14 (0:6)
Do Murowanej Gośliny na nasz przedostatni mecz ligowy w rundzie jesiennej sezonu 2013/2014 pojechaliśmy w składzie: Kacper Fornalkiewicz (k), Denis Jeske, Wiktor Koralewski, Wiktor Przebieracz, Aleksander Rybarczyk, Oliwier Strugalski (b), Kacper Vogel, Michał Wieczorek i Albert Żerkowski
To był pierwszy mecz Lidera 2003 w naszej, czteroletniej już, historii występów ligowych, w którym zabrakło jednocześnie dwóch kluczowych zawodników, czyli Bartka i Domina, powołanych na konsultacje kadry województwa rocznika 2003 Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej (gratulujemy !). Mimo ich braku poradziliśmy sobie świetnie, rozgrywając w bardzo dobrym tempie, momentami wręcz porywający mecz, w którym, w zastępstwie Bartka, w roli kapitana drużyny wystąpił Fornal.
Pierwsza minuta meczu przyniosła nam mocny strzał Ryby obok słupka, a w 3 minucie worek z bramkami rozwiązał Fornal, uderzając soczyście z lewego skrzydła w długi róg.
Concord był zupełnie zaskoczony naszą bardzo szybką grą, piłką chodzącą od nogi do nogi i zupełnie bezradny wobec dokładnych podań na wolne pole. Na efekty naszej przewagi nie czekaliśmy długo, bo w 7 minucie Fornal dokładnie skopiował swój wyczyn sprzed kilku minut, strzelając drugiego gola, a 4 minuty później Ryba, po składnej akcji Lidera, idealnie zgrał w pole karne do Wieczora, który podwyższył na 3:0.
Uśpieni łatwym prowadzeniem pozwoliliśmy sobie w 12 minucie na błąd w obronie, który mógł zakończyć się utratą gola, na szczęście jednak napastnik Concorda w sytuacji sam-na-sam z Olim posłał piłkę tuż obok słupka.
Odpowiedzieliśmy natychmiast, akcją, która wzbudziła aplauz wśród kibicujących nam jak zwykle rodziców i którą, po kilku dokładnych podaniach, zakończył egzekucją Ryba, bardzo dobrze radzący sobie w środku pola.
I w tym momencie wśród rodziców zaczęły się spekulacje…, kto strzeli setnego gola dla Lidera w tej rundzie naszej ligi ?
Próbował Fornal w 15 minucie, ale na drodze stanęła poprzeczka…, a udało się dwie minuty później Denisowi. Bramka była fantastyczna, nie tylko dlatego, że setna tej jesieni, ale że była naprawdę wyjątkowej urody, bo piłka, po mocnym uderzeniu Denia zza pola karnego, odbiła się od słupka, niewiele poniżej spojenia z poprzeczką i wpadła do siatki…, 5:0.
Krótko potem Koral, z prawej strony, z 20 metrów potężnie uderzył w słupek, a chwilę później szczęścia próbował Fornal, ale przestrzelił.
W 22 minucie na listę strzelców wpisał się Ptaszek, soczyście trafiając zza pola karnego na 6:0 i ustalając tym samym wynik pierwszej części spotkania.
W drugą połowę weszliśmy mocno, bo, zaraz po rozpoczęciu gry, Ryba ze środka boiska fantastycznie puścił w uliczkę Denia, który wjechał w pole karne i technicznym uderzeniem w długi róg pokonał golkipera Murowanej Gośliny.
W 2 minucie tej części meczu pięknym wolejem z lewej strony boiska, po rajdzie i podaniu Albiego, popisał się Wieczór, szkoda, że bramkarz Concorda był na posterunku. Jednak już w kolejnej akcji Albi „odgryzł się”, strzelając po podaniu Przebiera ósmego gola dla Lidera.
W 6 minucie znowu pokazał się Wieczór, uderzając z lewej strony boiska nie do obrony lewą nogą, a już chwilę później rezultat meczu na 10:0 poprawił Fornal. Ten gol był szczególnej urody, ponieważ Fornal zdobył go technicznym uderzeniem piętką, stojąc tyłem do bramki. Naprawdę „stadiony świata”…, nawet Trenerowi się podobało ;-)
Cały czas graliśmy szybki, widowiskowy i naprawdę „miły dla oka” futbol, czego efektem była akcja z 8 minuty drugiej części spotkania, którą, po pięknym podaniu Wieczora z lewej strony boiska, idealnym przyłożeniem nogi, na gola zamienił Denio.
W 12 minucie Albi zadziwił własnego Tatę zdobywając pięknym, mocnym strzałem z lewej (!!!) nogi dwunastego gola dla Lidera po perfekcyjnym podaniu od Denia.
Minutę później, co rzadko się w tym meczu zdarzało, piłkę dostał w ręce Oli i, ku zdziwieniu kibiców-rodziców, świadomych tego, że Lider swoje akcje wyprowadza wyłącznie „od tyłu”, usłyszał od Trenera Łukasza” „Oli…, ‘laczek’ na Przebiera…!!!” To była naprawdę piękna „dzida”…, Przebier dostał tę piłkę od Oliego (ależ była dokładna !), przebiegł z nią kilka metrów i mocno załadował z lewej nogi w słupek bramki Concorda. Minutę później znowu Przebier, po ładnej akcji i dokładnym dograniu od Ryby, ponownie obił słupek i kiedy Przebier Starszy już otwierał usta do komentarza… jego syn skutecznie dobił swoje „podanie” od słupka, podwyższając rezultat na 13:0.
W następnych minutach usłyszeliśmy zupełnie nowe polecenia od Trenera: „Fornal, łap na tyłku…” oraz „Albert, na tyłku wstecznie…”, oznaczające ni mniej ni więcej, tylko to, że trzeba na wślizgu ratować piłkę wychodzącą na aut…
15 minuta to kolejny słupek, tym razem po strzale Albiego i w tym momencie już pogubiliśmy się w liczeniu, ile razy piłka w tym meczu po akcjach Lidera uderzyła „w drewno”…
Końcowy rezultat meczu ustalił minutę później Albi, strzelając czternastego gola dla Swarzędza po pięknym rajdzie od połowy boiska.
Dobrze nam się grało dzisiaj, więc Trener próbował różnych wariantów taktycznych, ustawiając chłopców na pozycjach, na których rzadko grają. Czegoś takiego jak Koral na desancie pod bramką przeciwnika chyba jeszcze naprawdę nigdy nie widzieliśmy…J. Każdy grał prawie na każdej pozycji, tylko „biedny”, prawie bezrobotny Oli smętnym spojrzeniem odprowadzał kolegów sunących w kierunku bramki rywali, bo przecież on też chciałby zdobyć „brameczkę dla Mamusi”, a Trener nie dał mu tej szansy…;-)
W 19 minucie Koral pięknie strzelił tuż obok słupka bramki Concorda, a chwilę później Fornal, po świetnym uderzeniu z rzutu wolnego, ponownie obił poprzeczkę… Przeważaliśmy do końca spotkania, jednak, mimo iż bardzo dobrze wytrzymaliśmy ten mecz kondycyjnie, następne gole już nie padły.
Podsumowując,to był kolejny mecz, w którym Lider był tak mocny, że „nie miał przeciwnika”… Cieszy nas bardzo fakt, że to zwycięstwo dało nam już dziś, przed ostatnim meczem ligowym z Lechem Poznań w grupie 3, awans do upragnionej Ligi Mistrzów, czyli Grupy Mistrzowskiej Ligi Okręgowej Wielkopolskiego Związku Piłki Nożnej, w której wiosną przyszłego roku zagramy już po raz trzeci z rzędu i gdzie zmierzymy się z bardzo wymagającymi rywalami, którzy zweryfikują nasze umiejętności.
Opuszczając „Orlika” w Murowanej Goślinie byliśmy szczęśliwi z awansu, ale wielu z nas było już myślami przy jutrzejszym derbowym meczu (z Unią Swarzędz) naszych kolegów z zespołu, reprezentujących Lidera w ligowej grupie 5. Ten mecz zdecyduje o tym, czy także z grupy 5 uda nam się wprowadzić zespół Lidera do Grupy Mistrzowskiej. Wierzymy mocno, że tak będzie i jutro podczas derbów „zedrzemy gardła”, by w tym pomóc…
Swarzędz,2.11.2013
Orlik E1 (grupa 3): LIDER Swarzędz - BŁĘKITNI Owińska 8:0 (3:0 )
Powoli zbliżamy się do końca rundy jesiennej sezonu 2013/2014 i rozgrywki grupowe wkroczyły w decydująca fazę. Dziś zagraliśmy bardzo ważny mecz dla końcowego układu tabeli, goszcząc w Swarzędzu na naszym Estadio el Swajo wicelidera tabeli i pozbawiając go nadziei oraz szans na dogonienie nas w tabeli.
Pierwsze minuty meczu, w którym barw Lidera Swarzędz na boisku przy ulicy Polnej bronili: Albi, Bartek (k), Denio, Domin, Fornal, Oli (b), Przebier, Ryba i Wieczór były dość wyrównane, z lekką przewagą gości i niewiarygodnym wprost festiwalem niewykorzystanych okazji bramkowych Lidera. Najpierw Ryba w dobrej sytuacji na prawej stronie strzelił w 2 minucie nad bramką, dwie minuty później Denio trafił z kilku metrów wprost w bramkarza, a w 6 i 7 minucie Ryba trzykrotnie nie wykorzystał sytuacji sam-na-sam z golkiperem Błękitnych.
Aż w 8 minucie przyszło w końcu oczekiwane przełamanie gospodarzy, którym do tej pory „nic nie wchodziło”, kiedy Domin pięknie pociągnął lewym skrzydłem i dośrodkował idealnie na środek do Ryby, który strzałem głową dał nam prowadzenie, rehabilitując się za wcześniej zmarnowane sytuacje.
Piłkarze z Owińsk także mieli swoje sytuacje, groźnie kontratakując oraz mocno i celnie uderzając z dystansu, jednak Oli nie dał się zaskoczyć, broniąc bardzo pewnie, mimo padającego deszczu oraz mokrej piłki i śliskiej murawy.
Kolejną akcję bramkową, w 12 minucie, ponownie zainicjował Domin, który po rajdzie lewą stroną rzucił mocną piłkę na środek pola karnego, gdzie Ryba „czujnie” ją przepuścił, dając tym samym, będącemu w lepszej sytuacji Albiemu, okazję na poprawę wyniku, którą ten ostatni pewnie wykorzystał.
Dwie minuty później było już 3:0, gdy po pięknej, szybkiej akcji Ryby na lewej stronie boiska i idealnym puszczeniu piłki wzdłuż bramki gości, Albi spokojnie dołożył nogę, nie dając bramkarzowi Owińsk żadnych szans.
W 15 i 17 minucie zanotowaliśmy dwa piękne strzały Lidera, które, niestety, wylądowały na poprzeczce bramki gości. Najpierw soczyście z dystansu uderzył Bartek, a jakiś czas później oklaskiwaliśmy technicznego „spadającego liścia” Ryby.
18 minuta przyniosła spore zamieszanie pod nasza bramką, które wyjaśnił Oli, odważnie rzucając się pod nogi szarżującego napastnika Błękitnych.
W 21 minucie, będący tego dnia w świetnej dyspozycji Przebier, niemal bezbłędnie grający na środku obrony i dobrze wyprowadzający spod własnej bramki akcje Lidera, omal nie spełnił odwiecznego życzenia Przebiera Starszego („Przebierek, główeczką, brameczkę, dla Tatusia, no proszę…”), posyłając po rzucie rożnym piłkę głową tuż nad spojeniem słupka z poprzeczką.
W drugiej połowie obraz gry się nie zmienił, Lider dusił, a Błękitni dążyli do strzelenia bramki, co udałoby im się w 5 minucie, gdyby nie Oli, który świetnie obronił w sytuacji sam-na-sam.
Minutę później prawą stroną boiska popędził na bramkę naszych rywali Wieczór, a po jego mocnym uderzeniu (tzw. „centrostrzał”) piłka wpadła idealnie „za kołnierz” bramkarza Owińsk.
W 8 minucie było już 5:0 po pięknej, szybkiej akcji Lidera i prostopadłym podaniu w pole karne Bartka do Ryby, które ten, po idealnym wyjściu na wprost bramkarza przeciwników, zamienił na bramkę.
Chwilę później zobaczyliśmy kolejną świetną akcję. Tym razem Fornal pomknął lewą stroną, tuż przed końcową linią „nawinął” obrońcę gości i podał w środek pola karnego, gdzie Domin już czekał na jego podanie i bezbłędnie je wykorzystał, dając nam prowadzenie 6:0.
W 13 minucie Bartek, po raz drugi w tym spotkaniu, załadował potężną bombę w poprzeczkę, a dobitkę Albiego obronił bramkarz Błękitnych.
Po tej akcji rywale groźnie skontrowali, a piłka po strzale ich napastnika minimalnie minęła słupek naszej bramki.
W 16 i 17 minucie drugiej połowy Oli pokazał na co go stać, dwukrotnie broniąc w sytuacjach sam-na-sam. Szczególnie ta druga interwencja, fantastyczna robinsonada w praktycznie beznadziejnej sytuacji, przy trudnym do obrony strzale w krótki róg, wzbudziła aplauz zgromadzonych na trybunach rodziców.
Mimo zmęczenia (graliśmy w dziewiątkę, czyli tylko z jednym rezerwowym) walczyliśmy do końca o kolejne gole. Nie udało się to w 20 minucie, kiedy Albi trafił w słupek. Ale udało się w następnych minutach, kiedy najpierw po strzale Ryby odbitym przez obrońcę Owińsk, Albi mocno uderzył ze środka pola karnego na 7:0 oraz po koronkowej akcji Lidera, kiedy trzema podaniami spod własnej bramki przedostaliśmy się pod bramkę Błękitnych i dokładnym dograniu Domina z lewej strony, które na ósmego gola zamienił Albi.
Podsumowując, zagraliśmy dobry mecz z wymagającym rywalem, który tego dnia nie był chyba jednak w najlepszej dyspozycji. Pokazaliśmy szybką grę, dużo biegania i dobrych podań na wolne pole, sporo niezłej indywidualnej techniki, a nasz bramkarz Oli miał wreszcie coś do roboty, bo kilkakrotnie musiał interweniować, broniąc zespół od utraty bramki, a piłkę miał w dziś na nodze i w rękach tyle razy, ile w sumie w kilku wcześniejszych meczach ligowych razem wziętych.
link do zdjęćhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5941697365781740385?authkey=COu3usyd9fSmpgE
Gruszczyn,28.10.2013
Piast Kobylnica -UKS LIDER Swarzędz 0:16
To miał być ten mecz. To miała być ta noc. Dotychczasowy rekordowy wynik klubu Lider Swarzędz wynosił 22:0. Lider 2003 spotkanie u siebie z Piastem Kobylnica wygrał przed miesiącem 20:0. Na wyjeździe przyszła więc szansa na śrubowanie rekordu. Kiedy jeśli nie teraz?
Rekordowe plany mieli przede wszystkim kibice w sektorze gości. Co prawda nie zaśpiewali klubowego hymnu, nie wznosili okrzyków, ale w głowach myśl była jedna – rekord!
A synowie swarzędzkiej ziemi? Ci o rekordzie może i myśleli, ale przecież rodzice wychowawczo nie nastawiali ich na zostawienie po sobie spalonej ziemi czy dobijanie przeciwnika choćby mizerykordią…
Taki Ryba na przykład za swój sukces już przede meczem uważał fakt opuszczonej matematyki. Ze względu na mecz nie musiał dodawać czy odejmować. A może powinien? Może z tej lekcji przyniósłby naukę swoim kolegom i razem liczyliby gole do rekordu?
Na razie nie ma tutaj innego wątku niż rekord, bo trybuny żyły tylko tym. A przecież można by o lecie w październiku – termometry wskazywały 20 stopni nie tylko w cieniu. Ciepły wiatr rozwiewał włosy fankom Lidera i targał połami garniturów fanów. Nie rozwiewał ten wiatr jednak, chwilami porywisty, myśli o rekordzie. Więc stańmy z nim do walki…
Chłopcy ruszyli do ataku od samego początku. Żeby było łatwiej to w zapadającym półmroku sędzia kazał grać żarówiaście żółtą piłką, a i przeciwnicy kolor słońca w pełni przyodziali na górne swe części ciała – przeciwnik i okrągła broń były więc wyraźnie widoczne by łatwo paść łupem Lidera.
W drugiej minucie oblężenie bramki Piasta, a worek z bramkami otwiera Bartek Zwycięzca! Kolejne dwie minuty i kolejny gol – Denis strzela, bramkarz gospodarzy podrzuca piłkę do góry by Ryba główką podwyższył wynik. Cztery minuty później trzecia bramkę zdobywa Fornal, dobijający piłkę po obronionym strzale Ryby. Chwilę później Fornal z takim zaangażowaniem walczył o kolejną bramkę, że chcą dokładnie z rożnego zagrać w pole karne skopał chorągiewkę i wyrwał ją z narożnika boiska. Potem, już piłką, zagrywa do Denisa, który strzałem w długi róg podwyższa na 4:0.
Dorośli w dzieciństwie na matematykę chodzili sumiennie i liczyli nieustannie – 4 bramki w 10 minut to za małe tempo na rekord… Sygnały mobilizujące wysyłane są telepatycznie. Po co to krzyczeć…
Denis wyłapuje taki sygnał i strzałem w okno zdobywa piątego gola. Ryba strzela, Ryba dobija i jest 6:0. Chwilę potem zalicza asystę z rzutu rożnego, bo Przebier wykonuje swój znak firmowy – głową pakuje pewnie piłkę do siatki. To kolejny w ostatnim czasie taki prezent dla Starego Przebiera.
Tu pojawił się czas dla tych, co grają z tyłu. Oli się nudził, więc pokopał sobie piłkę z Marcinem, Fornalem, Ptaszkiem, Domino czy Albertem. Piast nie zrozumiał, że to ten czas kiedy można zrobić przechwyt i strzelić choćby raz w światło bramki, więc po kilkudziesięciu sekundach piłka wróciła pod bramkę gospodarzy. Ryba, bramkarz, obrońca, samobój - to ósma bramka z skrócie. Dwadzieścia minut i osiem bramek… Stosując odpowiednie proporcje cały czas za wolno na rekord…
Ale, ale… Bartek z daleka na 9:0. Przebier na 10:0. Znów Bartek znajdujący się najlepiej w zamieszaniu podbramkowym i pięknie tańcząc wśród rywali zdobywa bramkę. I jeszcze rajd Fornala przez pół boiska, a stopę dokłada Denis i jest 12:0! Jeśli tyle będzie w drugiej części to rekord padnie! I Łukasz Kubzdyl z podopiecznymi zapisze się złotymi zgłoskami w annałach klubowych! Walczyć wiara walczyć! Takie myśli krążyły po głowach kibiców Lidera.
Co działo się w głowie trenera? O czym myśleli chłopcy? Jaka była taktyka? Prawdopodobnie „strzał możecie oddać dopiero po siedmiu podaniach”. Na to wskazuje pierwsza akcja Lidera w drugiej połowie – Bartek wymanewrował obrońców i był sam na sam z bramkarzem… ale postanowił wrócić za linię defensywy Piasta i nic z tego nie wyszło. Ale już kolejny atak Bartek zakończył golem strzelając z daleka na 13:0. I następny atak Bartek zakończył golem strzelając z daleka na 14:0. To była 31. minuta. I znów rodzice w kalkulatory stukali licząc rekordowe szanse.
Drużyna Lidera przestała jednak wyglądać na taką, która idzie na majstra. Dość napisać, że w 35. minucie doszło nawet do kornera dla Piasta, a w 45. Oli musiał łapać piłkę! Kibice Lidera zwiesili głowy i zaczęli wysyłać smsy do trenera i kierownika drużyny. Apele nie poskutkowały. Rekord stał się nierealny. Jeszcze Denis trafił na 15:0, a Albert trzy minuty przed końcem ustalił wynik na 16:0. I tu doszło do niespotykanego zachowania kibiców przyjezdnych, którym to zachowaniem zająć ma się UEFA, FIFA, a chyba nawet Watykan – białe chusteczki zamachały w stronę trenera.
Selekcjoner (brany podobno pod uwagę jak następca Nawałki po przegranych eliminacjach do najbliższych Mistrzostw Europy) jednak zrozumiał to trafnie – białe? pieluchy? Poleciał szybko do Emmy.
A zawodnicy? Może pobiliby rekord, gdyby była tablica świetlna, gdyby rodzice krzyczeli, gdyby ktoś kreski na słupku po każdym golu rysował, gdyby sytuacji nie zaciemniło zachodzące słońce, bo schodząc z murawy z ciekawością podbiegli do rodziców z pytaniem „Ile było?” Odpowiedź ich rozczarowała.
Gratulujemy zwycięstwa, cieszymy się z szesnastu goli! I Lider w grupie trzeciej nadal jest ze Swarzędza!
link do zdjęćhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5940260084111742449?authkey=CKmA8bWw982vJA
link do filmikówhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5940260381681395457?authkey=CKysxr24q4_OSg
Swarzędz,19.10.2013
UKS LIDER Swarzędz– JUNIOR Koziegłowy 17:0
Dzisiejszy mecz nie budził większych emocji, bo wiedzieliśmy, że gramy z zespołem, zajmującym aktualnie ostatnie miejsce w naszej grupie ligowej. Trener ustalił na to spotkanie następujący skład: Albi, Bartek (k), Denio, Domin, Fornal, Koral, Oli (b), Przebier, Ryba i Wieczór.
Początkowe minuty meczu były dość bezbarwne, a z boiska wiało nudą. Pierwsza szybsza akcja Lidera została przeprowadzona w 5 minucie meczu i zakończyła się bramką Fornala, przy asyście Domina, który ładnie pociągnął prawym skrzydłem. Dwie minuty później Fornal poprawił na 2:0 pięknym, technicznym strzałem z lewej strony, z bardzo ostrego kąta, praktycznie z końcowej linii boiska.
W 9 minucie ładnym rajdem popisał się Ryba, który przebiegł z piłką pół boiska i wyłożył ją Deniowi, który, niestety, minimalnie przestrzelił. Ten ostatni zrehabilitował się jednak już w następnej minucie, gdy po szybkiej akcji prawą stroną boiska, puścił idealną piłkę wzdłuż bramki, a Domin, na wślizgu, dopełnił formalności.
Czwartą i piątą bramkę w 12 i 14 minucie zdobył Albi, najpierw dobijając piłkę odbitą przez bramkarza Koziegłów po mocnym strzale Domina z dystansu, a później strzelając dość lekko, ale technicznie, w długi róg z lewej strony boiska.
Piętnasta minuta przyniosła nam ładną, zespołową akcję Lidera, taką, jakie chcielibyśmy zawsze oglądać, zakończoną celnym, a co najważniejsze, „bramkowym” uderzeniem Ryby. Minutę później znów przypomniał o sobie Albi, który przejął piłkę odbitą od obrońcy i wszedł z nią, „jak w masło”, w obronę Koziegłów, strzelając siódmego gola dla Lidera.
W 19 minucie, po ładnym podaniu Kapiego, Fornal podwyższył na 8:0, a dwie minuty później Kapi dołożył dziewiątą bramkę i na tym zakończyliśmy pierwszą część spotkania.
Drugą połowę zaczęliśmy dość niemrawo i dziesiąty gol dla Lidera padł dopiero w 6 minucie po przerwie, kiedy Bartek podał na prawe skrzydło do Denia, ten pociągnął kilka metrów i podał piłkę wzdłuż bramki, gdzie Ryba dopełnił formalności.
Pięć minut później nasz bramkarz Oli, który marzł i nudził się tego dnia niemiłosiernie, zapragnął się rozerwać i, jak już w końcu, po raz drugi, czy trzeci w tym spotkaniu, dostał piłkę, to rzucił ją pod nogi napastnikowi Juniora, dzięki czemu miał w końcu okazję do jedynej w tym meczu, ale naprawdę fantastycznej interwencji…
W 13 minucie Bartek pięknie wrzucił piłkę w pole karne, gdzie Wieczór świetnie ją przyjął i ładnym, technicznym strzałem podwyższył na 11:0.
Kolejne minuty to „błysk” naszego kapitana, Bartka, który najpierw wykorzystał idealne wyłożenie piłki przez Fornala na metr przed polem karnym, soczystym uderzeniem zdobywając dwunastą bramkę, a chwilę później, wprost niewiarygodnie, pięknie i technicznie, uderzył z 30 metrów, idealnie „za kołnierz” golkipera naszych przeciwników, ustalając wynik w 15 minucie drugiej połowy na 13:0. To był taki prawdziwy „spadający liść”…
Minutę później ładną akcję zespołu wykończył pewnie Wieczór, nie dając bramkarzowi Koziegłów żadnych szans.
20 minuta to rajd Albiego prawą stroną, zakończony podaniem do Denia na 12 metr przed bramką i pewny strzał tego ostatniego, dający nam 15 bramkę.
Na tym jeszcze nie skończyliśmy, bo kilkadziesiąt sekund później Denio i Albi „rozklepali” obronę i bramkarza Juniora i ten ostatni strzelił kolejnego gola dla Lidera.
Strzelecki festiwal na Estadio el Swajo przy ulicy Polnej w sobotnie południe zakończył Przebier, który wysłuchał w końcu westchnień kibicującego mu wiernie Przebiera Starszego, czyli Taty („Wiktor – strzel coś w końcu”, „Wiktor – główeczką”, „Wiktor - no zrób to dla mnie”, „Wiktor – no ile mogę czekać”…) i, po minięciu trzech rywali świetnymi zwodami, zakończył „egzekucję”.
Po meczu mieliśmy bardzo miły akcent w wykonaniu zespołu Lidera, który dla naszego Trenera Łukasza wykonał klasyczną „kołyskę”, świętując w ten sposób wspaniałe wydarzenie, jakie w życiu naszego Coacha miało miejsce w minioną środę, czyli narodziny córki Emmy.
Podsumowując – Junior nie był wymagającym rywalem, wygraliśmy bardzo wysoko kolejny mecz ligowy bez specjalnej historii, górując nad przeciwnikiem w każdym elemencie piłkarskiego rzemiosła. Niemniej jednak trzeba przyznać, że mecz toczył się w dość sennej atmosferze, a momentami w naszej grze raziła niedokładność podań i błędy w przyjęciu piłki, a także zbyt wolne rozgrywanie akcji i niepotrzebny indywidualizm niektórych z nas. Ale wiadomo przecież, że ze zdecydowanie słabszym rywalem gra się trudno, bo ciężko wykrzesać z siebie maksymalną koncentrację i motywację oraz pokazać pełnię sportowych możliwości…
link do zdjęćhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5936823566653976049?authkey=CPL_mOGP7K6mRA
link do filmikówhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5936826559028926497?authkey=CNixopun34WuzwE
Swarzędz, 12.10.2013(relacje napisał P.Vogel)
UKS LIDER Swarzędz– LECH II Poznań 4:1
Nie był to dla nas mecz o życie, jak ten wczorajszy naszej narodowej reprezentacji, jednak miał swój ogromny ciężar gatunkowy, ponieważ miał zdecydować o tym, kto będzie prowadził w naszej grupie ligowej na półmetku rozgrywek rundy jesiennej, mając większe szanse na awans do Grupy Mistrzowskiej w rundzie wiosennej.
Nasi dzisiejsi rywale, podobnie jak my, zgromadzili w dotychczasowych spotkaniach komplet punktów, więc zapowiadał się wyrównany i emocjonujący pojedynek. Zresztą, niezależnie od wagi tego spotkania, mecze Lidera Swarzędz z Lechem Poznań zawsze są na wysokim poziomie i dostarczają, zarówno nam, jak i naszym rodzicom, sporą dawkę adrenaliny…
Naprzeciwko Lecha Poznań w sobotni poranek na naszym Estadio el Swajo przy ulicy Polnej stanęli: Kacper Dorna, Kacper Fornalkiewicz, Denis Jeske, Wiktor Koralewski, Bartek Łuczak (k), Wiktor Przebieracz, Olek Rybarczyk, Oliwier Strugalski (b), Kacper Vogel, Michał Wieczorek, Dominik Zaborniak i Albert Żerkowski.
Już w pierwszej minucie było groźnie pod naszą bramką, kiedy, po „prezencie” otrzymanym od naszych obrońców, napastnik Lecha przestrzelił w idealnej sytuacji. Po tej akcji trochę się „ogarnęliśmy” i przez kilka następnych minut nie wypuszczaliśmy rywali z ich połowy. Wystarczył jednak moment dekoncentracji i, po stracie piłki przez Lidera, Lechici wyprowadzili błyskawiczną kontrę, po której powinni prowadzić. Uratował nas Oli, który jakimś cudem, instynktownie obronił strzał z 3 metrów, a dobitka, na szczęścia przeleciała obok słupka. Uff…, wróciliśmy z dalekiej podróży…
Kolejne minuty należały do nas. Mocno przycisnęliśmy, a na bramkę poznaniaków kilkakrotnie strzelali Albert, Bartek, Domin, Ryba i Fornal, jednak nasze uderzenia albo były dobrze blokowane przez obrońców, albo nie trafiały w światło bramki… Kilka razy także świetnymi interwencjami popisał się golkiper naszych przeciwników.
Aż w końcu, w 15 minucie meczu, trybuny z naszymi kibicami eksplodowały z radości, kiedy Bartek dokładnie przymierzył z linii pola karnego, trafiając idealnie w lewe okienko bramki Lecha i było 1:0 dla Swarzędza !
Już dwie minuty później mógł być remis, ale, na szczęście, na posterunku w naszej bramce był Oli…, a napastnik Kolejorza chyba nadal nie może zrozumieć, w jaki sposób nasz bramkarz wyjął „spod lady” piłkę mocno uderzoną głową… Kolejna faza spotkania to okres wyrównanej gry i groźne akcje po obu stronach boiska. Z naszej strony najlepsze okazje mieli Albi, po którego mocnym uderzeniu z dystansu piłka minimalnie minęła poprzeczkę, Denio, któremu w sytuacji sam-na-sam bramkarz Lecha wygarnął piłkę spod nóg oraz ponownie Albi, który, będąc w świetnej sytuacji, minimalnie przestrzelił.
Na minutę przed końcem pierwszej połowy mieliśmy jeszcze okazję na „bramkę do szatni”, jednak piękny strzał Domina z dystansu, tuż pod poprzeczkę, golkiper Kolejorza przeniósł nad nią czubkami palców.
Druga połowa zaczęła się od ataku Lecha, na który odpowiedzieliśmy atomowym strzałem Bartka, który, z najwyższym trudem, wspaniale obronił bramkarz poznaniaków. Jednak kolejne minuty należały do naszych gości, którzy mocno nas przycisnęli i trochę się pogubiliśmy, na szczęście bez konsekwencji.
W 6 minucie, po kontrze i składnej akcji Lidera, Denio nie dał szans bramkarzowi Lecha, podwyższając na 2:0.
W kolejnych minutach ponownie dwukrotnie wykazał się Oli, wyłapując piłkę po kontrze Lecha oraz „zdejmując” piłkę z głowy napastnikowi naszych rywali, po rzucie rożnym. Niestety w 10 minucie, po zabójczej kontrze Lecha, nasz bramkarz był już bezradny, mimo iż pięknie wybronił w sytuacji sam-na-sam. Jednak dobitka była już nie do obrony i dała Kolejorzowi bramkę kontaktową. Zrobiło się więc nerwowo…
Następne minuty meczu to okres naszej słabszej gry i przewagi Lecha, który „poczuł krew”… Warto zapamiętać akcję naszych przeciwników z 13 minuty, w której Oli, w sobie tylko wiadomy sposób, wyciągając się jak szczupak, niesamowitą robinsonadą wybił piłkę zmierzającą nieuchronnie do naszej bramki, tuż obok lewego słupka.
Po tej akcji mieliśmy okres niezłej gry i dobre okazje do podwyższenia wyniku po minimalnie niecelnych strzałach Denia i Domina, jednak najlepszą miał Wieczorynka, którego piękny strzał w 20 minucie, niestety, trafił w słupek.
W 21 minucie uspokoił nas Bartek, którego niebywałe uderzenie z dwudziestu kilku metrów trafiło pod poprzeczkę bramki Lecha. To było naprawdę zagranie w stylu „stadiony świata”…
W ostatniej minucie, po kiksie świetnie broniącego przez cały mecz bramkarza Poznaniaków, któremu w niegroźnej sytuacji piłka wypadła z rąk, wynik meczu na 4:1 ustalił Kacper D.
Podsumowując –cieszymy się bardzo z sukcesu, jakim dla nas zawsze jest pokonanie „zawodowców” z Kolejorza, a na uznanie, za ambicję i walkę do końca, zasłużył w tym meczu cały zespół, aczkolwiek ze skutecznością mogłoby być trochę lepiej… Oprócz świetnie broniącego Oliego trzeba jednak wyróżnić naszego kapitana Bartka, który w tym trudnym meczu wykonał naprawdę ogromną pracę w środku pola i strzelił dwie bardzo ważne, podrywające drużynę do walki, bramki…
Lech Poznań, jak to było do przewidzenia, okazał się wymagającym rywalem, dobrze wyszkolonym technicznie, grającym szybko i zdecydowanie, czyli w sposób, którego nie lubimy, a błyskawiczne kontry Poznaniaków były niesamowicie groźne…
link do zdjęćhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5934317432619563825?authkey=CPep39vy5tTgaw
link do filmikówhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5934328639418746609?authkey=CJfh-9jFxJqH-wE
Swarzędz, 09.10.2013(relacje napisał P.Żuk)
UKS LIDER Swarzędz - CONCORD Murowana Goślina 7:0
Zespół nasz przystąpił do tego meczu po niemieckim tourne, gdzie miał nieprzyjemność zapoznać się z odmienną filozofią piłkarską i stylem gry, reprezentowanymi przez zespoły z Finlandii, Niemiec, czy też Holandii. Po syndromie sztokholmskim objawił się u nas syndrom helsiński.
O ile syndrom sztokholmski polega na tym, że osoba porwana, zaczyna usprawiedliwiać porywaczy i pomagać im osiągnięciu celu, o tyle syndrom helsiński polega na tym, że trudno ogarnąć dlaczego ci Finowie tak szybko biegają, wymieniają podania z pierwszej piłki i dodatkowo wrednie strzelają gole, mimo, że mają narty na nogach, bo przecież Finowie nigdzie bez nart się nie ruszają.
Stąd przedsięwzięto pewne dodatkowe zabezpieczenia mające na celu osiągnięcie pełnego sukcesu w meczu z Concordem. Ba, plan był taki, żeby odbić sobie to 0:7 z HJK Helsinki.
Zastosowaliśmy podwójną zasłonę.
Pierwszą zasłoną była stara swarzędzka metoda zadymiania. Jest to metoda polegająca na wytworzeniu znacznych ilości ciemnego i gryzącego dymu, który przeradza się w smog. Jest zjawisko naturalnie występujące w kotlinie swarzędzkiej w okresie wiosny, jesieni i zimy, czyli w zasadzie przez cały rok. Mikroklimat ten powstaje na skutek spalania różnych wysokokalorycznych odpadów przemysłowych i gospodarczych. Jest to też jedyna metoda uniezależnienia Swarzędza od Gazpromu.
Trwają jeszcze dyskusje wewnętrzne nad wyższością kaloryczną pianki tapicerskiej w stosunku do płyty wiórowej z naciskiem na dalsze badania nad topliwością butelki PET.
W połączeniu z mgłą daje to oszałamiające efekty.
Krótko mówiąc nie było za wiele widać na boisku.
Przeciwnik bez szans: po 10 minutach gry Bartek Łuczak zdobywa pierwszą bramkę strzałem z półdystansu.
Warto dodać, że to swarzędzkie zadymianie doczekało się już uwiecznienia w wielu piosenkach, jak choćby „Smoke on the water” Deep Purple, czy choćby tekst „szary wiruje pył” z pieśni wybitnego polskiego zespołu Papadance i wreszcie „Fade to grey” (dla nie anglojęzycznych: znikamy w szarości) Visage (a Visage to prawie Ultravox) – lata 80-te .
Swarzędz był też uwieczniany w filmach, robił za Mordor we Władcy pierścieni, a także tworzył tło dla Freddiego Krugera, który idąc do serwisu Stihla na ulicy Piaski, wyłania się z mgły z piłą mechaniczną pod pachą.
Zasłona druga.
Przeciwnik na żółto, a my na czarno, jak wojownicy ninja w nocy.
Żółci nawet nie wiedzieli z której strony sunie atak, 2:0, po golu Bartka Łuczaka (podobnym do pierwszego). A chwilę później było już 4:0 po dwóch golach Alberta Żerkowskiego.
W tym momencie lampy naszego stadionu rozżarzyły (trudne słowo, ale nie podkreśla, więc chyba poprawnie) się (się jest łatwiejsze) do tego stopnia, że sędzia był w stanie dostrzec wskazówki na zegarku, a jak już dojrzał to zakończył pierwszą połowę.
W drugiej połowie bez zmian, tzn. przygniatająca przewaga Lidera i trzy kolejne bramki. Dwie Alberta Żerkowskiego i jedna Kacpra Fornalkiewicza. Razem 7:0, czyli Helsinki, wynik na jaki Concord Murowana Goślina w ogóle nie zasłużył, zasłużył na jakieś 17:0, ale na to Liderowi zabrakło świeżości i skuteczności. Ilość strzałów niecelnych (w tym w poprzeczkę i słupek) wystarczyłaby na dwie kolejki ligowe i to w ligach 20-sto zespołowych.
Można też było zaobserwować nowatorskie podejście do gry, a mianowicie strzał z jednoczesnym wyblokiem (tu mi podkreśliło na czerwono, ale zostawię to ładne fachowe określenie). Chłopiec i to w czarnej koszulce stojąc tyłem do bramki przeciwnika strzelił w kierunku tej bramki trafiając się piłką w głowę. Jeśli ktoś chciałby zobaczyć powtórkę tego spektakularnego zagrania to zapraszam we wtorek na „Orlik” w Paczkowie, gdzie grają rodzice czarno koszulkowych pociech. Można zaobserwować tam także inne atrakcyjne zagrania, jak choćby „samo faul” na żółtą kartkę, tzw. „zwód rozśmieszający” (o tyle skuteczny, że przeciwnik pada ze śmiechu na ziemię i nie jest w stanie zastopować akcji), a także strzał na bramkę z odległości 30 cm zakończony autem. Nie muszę dodawać, że osobiście zaliczam się do wyróżniających się zawodników, zawsze poszukujących zagrania, którym można zaskoczyć nie tylko przeciwnika, ale i samego siebie.
Koziegłowy, 29.09.2013(relacje napisał P.Vogel)
BŁĘKITNI Owińska -UKS LIDER Swarzędz1:5
Na spotkanie, które odbyło się na „Orliku” w Koziegłowach udaliśmy się w składzie: Albi, Bartek (k), Denio, Domin, Fornal, Koral, Oli (b), Przebier, Ptaszek i Wieczór.
Nasz trzeci mecz ligowy w grupie 3 zapowiadał się poważniej niż wcześniejsze spotkania, ponieważ wiedzieliśmy, że zmierzymy się z zespołem, który spośród naszych dotychczasowych tegorocznych rywali w rozgrywkach WZPN prezentuje najwyższy poziom.
I tak faktycznie było, a licznie zgromadzeni rodzice z Owińsk i Swarzędza obejrzeli szybkie, emocjonujące spotkanie, które mogło się podobać nawet najbardziej wybrednym kibicom.
Zaczęliśmy bardzo wysoko, ostrym pressingiem, chcąc od pierwszych minut zdominować rywala i stworzyliśmy sobie na początku meczu kilka okazji bramkowych. Pierwszego gola doczekaliśmy się już w 7 minucie, kiedy Domin kapitalnym rajdem lewą stroną boiska przedarł się pod bramkę rywali i idealnie wyłożył piłkę na środek pola karnego Albiemu, który słabszą, lewą nogą spokojnie dopełnił formalności.
Kolejne minuty przyniosły nam twardą walkę z lekką przewagą Lidera, której jednak nie wykorzystaliśmy, mimo szeregu dobrych akcji i strzałów na bramkę rywali. Widać było, że boisko w Koziegłowach jest dla nas zbyt wąskie i zbyt krótkie, żebyśmy mogli rozwinąć skrzydła, pokazać nasze wszystkie walory i wykorzystać szybkość naszych skrzydłowych.
W końcu udało nam się udokumentować naszą przewagę i poprawić wynik na 2:0, kiedy w 15 minucie świetnym strzałem w krótki róg z ostrego kąta, z lewej strony boiska, popisał się Denio.
Konsekwentnie graliśmy swoje i prowadząc spokojnie grę w kolejnych minutach, dzielących nas od przerwy, pokazaliśmy sporo widowiskowych, składnych, zespołowych akcji, które jednak nie przyniosły zmiany rezultatu, ponieważ, albo „Orlik” był zbyt krótki, aby dojść do szybkiego prostopadłego podania, albo na drodze piłki stawał dobrze dysponowany golkiper Błękitnych. Za akcje, które w tym okresie przeprowadził Lider zasłużone brawa zbierali Bartek (bomba z dystansu w 19 minucie), Albi (strzał minimalnie obok bramki po indywidualnej akcji w 22 minucie oraz soczyste uderzenie w 25 minucie), Wieczór (mocny strzał tuż obok słupka po indywidualnej akcji w 23 minucie) oraz Domin (seria udanych dryblingów w pełnym biegu na lewej stronie boiska w 24 minucie i idealne dogranie do Bartka na środek pola karnego).
W drugą połowę nie weszliśmy dobrze, dając się zdominować Błękitnym, w wyniku czego przez pierwsze minuty tej części meczu akcja toczyła się głównie na naszej połowie. Było dość nerwowo, bo gra przestała się nam kleić, a przeciwnik groźnie atakował… W 3 minucie, po uderzonym bardzo mocno i dokładnie „pod ladę” przez pomocnika Owińsk rzucie wolnym, Oli pokazał bramkarski kunszt, wybijając piłkę na róg. Dwie minuty później ponownie od utraty bramki uratował nas Oli, odważnie rzucając się pod nogi napastnika rywali, a w 8 minucie piłkę, z którą minął się nasz golkiper, z pustej bramki wybił Ptaszek.
Naszą grę uspokoił w 9 minucie Albi, pokazując swoją „specjalność zakładu”, czyli szybki rajd z piłką prawą stroną boiska, zakończony mocnym, a co najważniejsze celnym, uderzeniem w długi róg. A więc 3:0…
Prowadzeniem nie cieszyliśmy się jednak zbyt długo, bo, krótko po wznowieniu piłki na środku boiska, popełniliśmy błąd w obronie, pozwalając Błękitnym na zdobycie gola.
Kolejne minuty należały jednak znowu do Lidera, który nie zamierzał odpuszczać, bo przecież przyjechał do Koziegłów po zwycięstwo… Najpierw w 11 minucie Albi uderzył mocno z prawej strony w długi róg, myląc się nieznacznie, a w dwie minuty później Domin soczystą bombą z lewej strony poprawił wynik na 4:1.
Minutę później przeżyliśmy „chwilę grozy”, kiedy po bardzo mocnym uderzeniu napastnika naszych rywali z rzutu wolnego, z prawej strony i świetnej paradzie Oliego, piłkę zmierzającą do naszej bramki wybił sprzed linii Przebier. Dosłownie moment po tej akcji walczący ambitnie do końca zespół Błękitnych stworzył kolejną bardzo groźną sytuację pod bramką Lidera, z której wyszliśmy obronną ręką dzięki Oliemu, który w sytuacji sam-na-sam wygarnął piłkę spod nóg rywala.
W 15 minucie tuż obok słupka, po pięknym rajdzie lewą stroną, strzelał Bartek, a minutę później bramkarz Owińsk ekwilibrystyczną robinsonadą obronił strzał Denia w stuprocentowej sytuacji. Walka o kolejną bramkę dla Lidera udała się wreszcie w 19 minucie, kiedy fantastycznym uderzeniem ze środka pola, wprost w lewe okienko, popisał się Wieczór, ustalając tym samym wynik spotkania na 5:1. Ligowe punkty pojechały więc do Swarzędza...
Podsumowując – odnieśliśmy zasłużone zwycięstwo z dobrym, grającym otwartą piłkę i walczącym do końca przeciwnikiem. Pokazaliśmy kawałek naprawdę niezłego futbolu, który z trybun świetnie się oglądało. Były w tym meczu emocje i walka, ale też, co szczególnie cieszy, był Zespół przez duże „Z”, który coraz lepiej się rozumie, jest coraz bardziej zgrany, coraz więcej „myśli” w grze. Imponujące były szczególnie szybkie wyjścia Lidera spod własnej bramki, z wysokiego pressingu Błękitnych, kiedy kilkoma szybkimi, dokładnymi podaniami z pierwszej piłki przedostawaliśmy się na połowę rywali. Sporo było w tym meczu szybkiej kombinacyjnej gry oraz indywidualnych, technicznych akcji, czyli tego, co stanowi o pięknie piłki nożnej…
link do zdjęćhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5929117349279202129?authkey=COe6jpiO-Latfw
link do filmikówhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5929119308530869873?authkey=CLTp7t-x-oS0igE
Swarzędz, 21.09.2013(relacje napisał P.Vogel)
UKS LIDER Swarzędz – PIAST Kobylnica 20:0
W naszej drugiej w tym sezonie potyczce w grupie 3 powitaliśmy w zespole, wreszcie na boisku ligowym, jeden z naszych tegorocznych „transferów” z LECHA Poznań, czyli Denisa, który tym samym oficjalnie zadebiutował w LIDERZE Swarzędz w meczu o punkty. To jeden z trzech zawodników, którzy dołączyli do nas w lecie z innych klubów, obok Ryby (wcześniej UNIA Swarzędz) oraz Ebiego, czyli Marcina, który, po grze w LECHU Poznań, wrócił po 4 latach do LIDERA... Zarówno Ryba, jak i Ebi swoje debiuty zaliczyli już kilka dni wcześniej, strzelając dla LIDERA w lidze pierwsze, ważne bramki…
Dzisiaj, w samo południe, w ciepłych promieniach pięknego swarzędzkiego słońca, naprzeciw rywala „zza miedzy”, z pobliskiej Kobylnicy, w czarnych koszulkach z napisem „Swarzędz. Dobrze trafiłeś”, stanęli: Oli (b), Albi, Bartas (k), Denis, Domin, Fornal, Przebier, Ptaszek i Wieczór.
I mimo iż po raz kolejny graliśmy w dziewiątkę, czyli tylko z jednym rezerwowym, bo zespół cały czas jest „przetrzebiony” przez choroby, to poradziliśmy sobie w tych gminnych derbach bardzo dobrze, poprawiając nasz rekord w ilości goli zdobytych w jednym spotkaniu.
Strzelecki festiwal na naszym trawiastym boisku, na Estadio El Swajo przy ulicy Polnej, rozpoczął już w 2 minucie meczu Albi, po dokładnym wrzucie z autu przez Fornala. Trzy minuty później poprawił Bartek, po pięknej szarży Domina prawą stroną i jego idealnym podaniu. Kolejne minuty należały do Denisa, który zdobył swoje pierwsze bramki dla LIDERA, najpierw po dokładnym dograniu Albiego na środek pola karnego, a chwilę później po potężnej bombie z prawej strony, zza linii pola karnego.
W 9 minucie bramka PIASTA zatrzęsła się po atomowym, pięknym strzale Wieczora w poprzeczkę, z ponad 20 metrów, a minutę później Domin podwyższył wynik na 5:0.
Przewaga LIDERA była wprost przygniatająca, a nasi rywale nie mogli przejść połowy boiska, więc kolejne bramki były tylko kwestią czasu… Zdobyli je po pięknych akcjach zespołu i serii celnych podań najpierw Bartek, kapitalnym strzałem z kilku metrów w 10 minucie i 2 minuty później Ptaszek, po minięciu obrońcy rywali w środku pola karnego.
3 minuty później było już 8:0, kiedy Ptaszek po przedryblowaniu obrońcy PIASTA idealnie obsłużył Albiego.
W 20 minucie spotkania zanotowaliśmy pierwszy rzut rożny dla naszych rywali, po którym, po szybkiej kontrze, Dominik walnął jak z armaty, nokautując obrońcę PIASTA, a Albi dobił odbitą od niego piłkę do siatki.
W 24 minucie było już 10:0 po atomowym uderzeniu Bartka ze środka, z linii pola karnego.
Ostatnia minuta pierwszej połowy to popis Wieczora, który najpierw załadował z kilkunastu metrów „pod ladę” piękną, „soczystą bombę”, a chwilę później, tuż przed końcem pierwszej połowy, ustalił wynik spotkania do przerwy na 12:0.
Druga połowa przyniosła nam ciąg dalszy ataków LIDERA i rozpaczliwą obronę PIASTA.
W 2 minucie wytrzymałość słupka bramki rywali, po podaniu Domina, sprawdził Fornal, a 3 minuty później, po pięknej akcji zespołu bramkę zdobył Przebier. W 7 minucie Bartek uderzył niesamowicie mocno z ponad 20 metrów, nie dając szans golkiperowi PIASTA, a dwie minuty później było już 15:0, po kolejnej bramce Denisa, zdobytej z prawego rozegrania.
Szesnastą bramkę dla LIDERA zdobył w 11 minucie po przerwie Domin, po ładnym, technicznym uderzeniu z lewej strony boiska, siedemnastą strzelił minutę później Albi, po pięknej indywidualnej akcji i minięciu kilku rywali, a osiemnastą w 15 minucie Bartas, po soczystym uderzeniu pod poprzeczkę. Kolejne minuty to nieustające oblężenie bramki PIASTA, podczas którego mieliśmy szereg akcji bramkowych, w tym między innymi ładny strzał Przebiera w słupek.
W 24 minucie zdobyliśmy następną bramkę. Najpierw z kilkunastu metrów na bramkę rywali „załadował” Ptaszek, trafiając w poprzeczkę, odbitą piłkę dobił głową Fornal, trafiając w bramkarza, aż w końcu toczącą się po linii bramkowej futbolówkę na wślizgu do bramki wbił Bartek.
Na sekundy przed końcowym gwizdkiem sędziego, po perfekcyjnym wyłożeniu piłki przez Denisa, wynik spotkania na 20:0 dla LIDERA ustalił Ptaszek.
Cieszy wynik, cieszy ilość strzelonych bramek, jednak z niecierpliwością czekamy na mecz z silniejszym rywalem, który wreszcie da zatrudnienie naszemu bramkarzowi Oliemu, który zweryfikuje siłę zespołu i nasze umiejętności i który da odpowiedź na pytanie, ile faktycznie w aktualnym składzie jest warty piłkarsko, grający w grupie 3 Ligi Orlików E1, zespół LIDERA SWARZĘDZ 2003…
link do zdjęć https://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5926511251282670641?authkey=CN7L-rnBopjtngE
Koziegłowy, 14.09.2013(relacje napisał P.Vogel)
PSS JUNIOR Koziegłowy - UKS LIDER Swarzędz 1:18
Bardzo okazale wypadła dla nas inauguracja tegorocznych rozgrywek trzeciej grupy Ligi Okręgowej Orlików E1 w Koziegłowach, gdzie pokonaliśmy dzisiaj zespół miejscowego Juniora aż 18:1, ustanawiając tym samym nasz nowy rekord w ilości bramek zdobytych w jednym meczu.
Trener Łukasz, pełniący w tej chwili, z uwagi na fakt iż 1/3 zespołu przebywa na „chorobowym”, rolę Ordynatora Swarzędzkiego Centrum Chorób Układu Oddechowego, miał w tym meczu do dyspozycji tylko 9 zawodników.
Jednak mimo iż pojechaliśmy na mecz tylko z jednym rezerwowym, nasza drużyna grająca tego dnia w składzie: Oli (b) – Albert, Bartek (k), Domino, Fornal, Marcin, Przebier, Ryba i Wieczorynka spisała się kapitalnie, strzelając aż 19 bramek, z których 18 wpadło do bramki przeciwnika, a jedna do naszej siatki.
Kanonada na „Orliku” w Koziegłowach rozpoczęła się w 3 minucie, gdy, po fantastycznym prostopadłym podaniu w pole karne od Bartka do Domina, ten ostatni zagrał do Ryby, który dopełnił formalności. Dwie minuty później było już 2:0, gdy Fornal świetnym, mierzonym podaniem przez pół boiska znalazł w polu karnym Rybę, a ten nie dał bramkarzowi żadnych szans. Po kolejnych 4 minutach mieliśmy praktycznie kopię wcześniejszej bramki, bo Bartek podaniem z własnej połowy świetnie obsłużył Rybę, który podwyższył na 3:0.
W 11 minucie błysnął nasz kapitan, Bartek, potężnym strzałem z prawego rozegrania zdobywając kolejną bramkę dla LIDERA, a już chwilę później, po rogu z lewej strony boiska, perfekcyjnie wykonanym przez Fornala, Ryba świetnie znalazł się w polu karnym Juniora, podwyższając na 5:0.
16 minuta przyniosła nam kolejną bramkę, gdy Marcin uderzeniem w stylu „stadiony świata” wpakował potężną bombę pod poprzeczkę bramki naszych rywali. Trzy minuty później było już 7:0 po strzale Domina i dobitce Fornala, po niepewnej interwencji bramkarza. Minutę później wcześniejszą akcję bramkową dokładnie skopiowali Albert z Fornalem, gdy ten ostatni ponownie trafił do siatki po odbiciu piłki przez golkipera Juniora.
W 21 minucie pozwoliliśmy naszym przeciwnikom na uzyskanie honorowej bramki, którą zdobył dla nich Bartek, piękną, mocno podkręconą „świecą” ze środka pola karnego, pakując piłkę pod poprzeczkę, „za kołnierz” Oliego. Niezrażony tym Albert, zaraz po wznowieniu gry ze środka boiska, huknął nie do obrony z prawej strony i zrobiło się 9:1. Minutę później przypomniał o sobie ponownie Ryba, który zdobył piękną bramkę głową, po dokładnym wrzucie z autu przez Alberta. Na przerwę schodziliśmy przy wyniku 11:1, po pięknej indywidualnej akcji Domina i mierzonym technicznym uderzeniu tuż przy lewym słupku bramki naszych przeciwników.
Kolejna bramka padła w 4 minucie drugiej połowy, kiedy Ryba zmienił lot piłki, trącając ją czubkiem buta po idealnym dograniu w pole karne przez Domina. Pięć minut później ponownie Ryba, który tego dnia był naprawdę bezlitosnym egzekutorem, skierował piłkę do bramki, podbijając ją nad bramkarzem po świetnym podaniu Wieczora. Tym samym, ze zdobyczą aż siedmiu goli, został dzisiejszym „królem polowania” i liderem naszej tabeli najlepszych strzelców.
W 12 minucie, po pięknej akcji całego zespołu, swoją zasłużoną bramkę zdobył także w końcu Wieczór, podwyższając na 14:1. Chwilę później o mało nie strzelił kolejnej, niestety, po jego potężnym uderzeniu piłka trafiła w poprzeczką i odbiła się na linii bramkowej.
Mimo wysokiej przewagi bramkowej, motywowani przez Trenerów Łukasza i Arka, cały czas prowadziliśmy grę, dążąc do zdobycia kolejnych goli. Udało się to Fornalowi, który po idealnej wrzutce Alberta z autu, pięknym, technicznym uderzeniem ze swojej słabszej, prawej nogi, zapakował bramkarzowi Koziegłów piłkę idealnie „za kołnierz”.
Chwilę później, po idealnym dograniu Marcina z rzutu rożnego z prawej strony, formalności dopełnił Albert, a po kolejnej minucie na listę strzelców wpisał się także Marcin, strzelając bramkę głową po podaniu Fornala. Wynik meczu na 18:1 ustalił Fornal, wykorzystując dokładne podanie Alberta.
Po zakończeniu meczu było nasze radosne kółeczko („Tak się bawi, tak się bawi UKS...”), które pozwoliło trochę poruszać się naszemu bramkarzowi, Oliemu, który dziś mocno się wynudził i trochę zmarzł…
Podsumowując – zagraliśmy naprawdę dobry mecz, który fajnie się oglądało, dużo było dokładnych podań, indywidualnych, technicznych zagrań, dużo strzałów na bramkę, dużo biegania, wychodzenia na pozycje strzeleckie, sporo gry kombinacyjnej. Widać coraz większą pewność w naszej grze i, co ważne, nie zabrakło nam też dzisiaj zdrowia, mimo iż było nas niewielu. Widać było także wyraźnie, że „Orlik” jest już dla nas trochę za mały, zbyt wąski, abyśmy mogli wykorzystać wszystkie nasze atuty. To prawda oczywiście, że rywale nie byli dziś najlepiej usposobieni, ale przecież strzelenie w jednym meczu aż 18 bramek to nie lada wyczyn, za który LIDEROWI należą się wielkie brawa. Wierzymy, że na tle silniejszego rywala gra naszego zespołu będzie wyglądała równie dobrze, tym bardziej, że już niedługo do gry powrócą po chorobie nasi rekonwalescenci – Kacper D., Koral, Miłosz i Ptaszek, a do zespołu dołączy jeszcze Denis.
link do zdjęćhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5923789971358578881?authkey=CMmN8aiTzNOoEg
Wągrowiec, 02.11.2013(relacje napisał P.Żuk)
Nielba Wągrowiec - Lider Swarzędz 5:3
Zaczęło się od tego, że Wasz Pan trener Arek ustawił Was w następującym porządku.
BrunoNorkiewicz na bramce i dalej kolejno dzieci: GracjanLewandowski, MarcinGórczyński, KacperDorna w obronie. Jasiu Książkiewicz na środku, na bokach Stachu Żuk i AleksŁawniczak, a z przodu ŁukaszGrodzki. Na zmiany wchodziły dzieci: DawidPankowski, Stasiu Grupiński i JacekPrzybylski.
I już w pierwszej minucie zachowałyście się drogie dzieci jak dzieci we mgle. Bramkarz z Wągrowca kopnął piłkę na naszą połowę, nasze dziecko jej nie opanowało, ta dotarła do dziecka z Wągrowca, które strzeliło bramkę.
Uwaga, podaję wynik 1:0.
Następnie, drogi Gracjaniedwa razy pod rząd niecelnie strzelałeś z dystansu, a ty Marciniewcale nie musiałeś go naśladować i mogłeś trafić w światło bramki, a nie w metalową siatkę za bramką.
I po lekkiej przewadze naszych chłopców, niepotrzebnie Jasiu kiwałeś się z ich napastnikiem, a jeszcze bardziej niepotrzebnie on ci zabrał piłkę i wyszedł sam na sam i strzelił gola.
Uwaga, podaję wynik 2:0.
I także niepotrzebnie, drogi Jasiu po prostopadłym podaniu od Stacha Ż., będąc sam na sam strzelałeś w bramkarza, bo to nie „zbijak”, tylko liczy się to co w sieci, a nie w bramkarzu.
A ty Stachu Ż. pamiętaj łaskawie, że jak miniesz obrońcę i masz piłkę na lewej nodze i uderzasz z dystansu, to w okienko proszę, a nie w poprzeczkę, bo to też się nie liczy.
I wreszcie róg dla nas, do którego wykonania podszedł egzekutor, Łukasz„No Pass” Grodzki (nie mylić z „no look pass, ta wersja jest z no look i no pass), który uderzył jak z wolnego bezpośrednio na bramkę – i trafił.
Uwaga, podaję wynik 2:1.
I znów bramkarz z Wągrowca kopnął piłkę na naszą połowę, nasze dziecko jej nie opanowało, ta dotarła do dziecka z Wągrowca, które strzeliło bramkę.
Deja vu ? Nie, nie to naprawdę tak było. Dzieci niech sobie w internecie sprawdzą co to deja vu i to pięć razy najlepiej.
Uwaga, podaję wynik 3:1.
Drogi Aleksie, nie fauluj proszę, a już na pewno nie w polu karnym, bo ten duży Pan w zielonym, tym razem, stroju, może podyktować przeciwko nam rzucik karny. Nie tylko może, ale i dyktuje, i trudno go za to winić, bo taką ma robotę, kiepsko opłacaną i niewdzięczną, ale ma.
A co gorsza ten chłopiec z Wągrowca wiedział jak się strzela rzuty karne.
Uwaga, podaję wynik 4:1.
I znowu drogi Jasiu – nie w bramkarza, tylko obok. Czy ktoś może porozmawiać z nauczycielem WF-u z jego szkoły, żeby oni już nie grali w tego zbijaka. Nie idź tą drogą drogi Jasiu. Pożytku z tego żadnego, Ty się tylko denerwujesz, obce dziecko ma obite nerki.
I przyszła 24 minuta i bramkarz z Wągrowca kopnął piłkę na naszą połowę, nasze dziecko jej nie opanowało, ta dotarła do dziecka z Wągrowca, które strzeliło bramkę.
Deja vu – już wiecie co to znaczy ?
Uwaga, podaję wynik 5:1 – do przerwy (dobrze, że podałem wynik do przerwy).
Przerwa, konsternacja, ból, poszukiwanie białych chusteczek, wszystkie pełne łez – ciężko było nimi machać.
Teraz, zgodnie z otrzymaną instrukcją, dam zdjęcie.
Czego brakowało nam w pierwszej połowie ? -Formy oczywiście.
Na drugą połowę trener Arek dokonał fundamentalnej zmiany.
Brunoopuściłeś bramkę na rzecz Dawida, a sam zająłeś miejsce na środku obrony. Podwójna korzyść, jak przesunięcie śpiewaka z sekcji artystycznej do sekcji sportowej. Po pierwsze nabierze więcej optymizmu, a co najważniejsze przestanie śpiewać. Film Rejs, drogie dzieci, nie macie nawet co szukać w internecie i tak nie zrozumiecie, nie te czasy, nie ten wiek.
I rzeczywiście obrona była w drugiej połowie pewniejsza. W tym miejscu co bardziej rozgarnięte dzieci wiedzą, że w drugiej połowie nie straciliśmy już bramek, bo jeśli mecz zakończył się wynikiem 5:3, a do przerwy było 5:1, to 5 – 5 po stronie gospodarzy daje zero w drugiej połowie. Tu leci misja edukacyjna, jak w TVP.
A z przodu było może i lepiej, ale niewiele lepiej.
Już w drugiej minucie Stachu Ż. po podaniu Jasia, minął jednego obrońcę gości i mimo asysty drugiego obrońcy kopnął soczyście zza linii pola karnego i trafił na 5:2.
Uwaga, podaję wynik 5:2
I wtedy bramkarz z Wągrowca kopnął piłkę na naszą połowę, nasze dziecko jej nie opanowało, ta dotarła do dziecka z Wągrowca, które strzeliło na pustą już bramkę, ale dobrze Marcin, że zdążyłeś ją wybić z linii bramkowej i uratowałeś nas przed utratą szóstej już bramki. Tak drogie dzieci, szóstej.
I jeszcze raz Stachu Ż. ładnie strzelił zza pola karnego, tym razem obijając wewnętrzną część słupka i trafiając tym sposobem na 5:3.
Mimo dalszych prób nie miałyście drogie dzieci wiele więcej okazji do strzelenia bramki, a pod koniec jeszcze przecież Dawidpięknie obronił w sytuacji sam na sam, wychodząc do napastnika i rzucając mu się pod nogi.
link do zdjęćhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5941698175315264993?authkey=CPH_2t__6M_fuwE
Swarzędz,26.10.2013(relacje napisał P.Żuk)
Lider Swarzędz - Wełna Rogoźno4:2
przed meczem popadało, zrosiło murawę i na czas rozgrzewki przestało padać, wszystko zgodnie z założeniami.
Plan był dobry.
Podobnie jak zwężenie tunelu po drogą w kierunku tego sklepu* po drugiej stronie, celem zacieśnienia obrony, gdyby nas od strony tego samego sklepu* zaatakowali.
*Zapłacą naszemu klubowi za reklamę, to się nazwę sklepu w przyszłości wstawi.
O 12:00 znów zaczęło siąpić i to była pierwsza z wielu przyczyn słabej postawy naszej drużyny w pierwszej połowie.
W końcu my uprawiamy piłkę nożną, a nie wodną.
Już w 5 minucie goście po ładnej dwójkowej akcji pokonali naszego bramkarza - 0:1.
Naszym dzieciom gra się zupełnie nie kleiła.
I tu subiektywnie wskażę przyczynę drugą. Do tej pory grali inaczej ustawieni i w innym zestawieniu, w związku z czym w pierwszej połowie błąkali się po boisku.
Nasz zespół grał zupełnie inaczej (gorzej) niż w poprzednich meczach, choć oczywiście rywal też był bardziej wymagający (gwoli przypomnienia na wyjeździe wygraliśmy 9:4, ale jak wielu pamięta, był to ten mecz, gdzie trener się spóźnił i przez całe 2 minuty osobiście prowadziłem nasz zespół).
Efekt naszej słabej gry mieliśmy już w 13 minucie.
Zawodnik Wełny z lewej strony, blisko linii końcowej powinien był dośrodkowywać, ale że bramkarz nasz odsłonił mu całkowicie krótki róg, to tam też strzelił, gość, nie bramkarz i podwyższył na 0:2.
Tu następuje przypomnienie zasady fundamentalnej: bramkarz broni zawsze krótkiego rogu, co oczywiście nie znaczy, że zapomina o obronie rogu długiego oraz dziewczyny swojej, a także rodziny, kolegów i ojczyzny, chyba że aktualnie dziewczyny nie posiada, ale ma może chociaż psa, może być nie rasowy.
W przerwie konsternacja i złorzeczenie. Rodzice nerwowi. Dobrze, że chociaż trener dzieciom po opadach deszczu włosy trochę przesuszył.
Parę słów o rodzicach, w tym także o piszącym te słowa.
Po serii zwycięstw, założyliśmy, że tak już ma być do końca i wynik 0:2 rozstroił nas zupełnie.
A prawda jest banalna, dyspozycja dnia, presja wyniku (chłopcy potrafią czytać i liczyć i wiedzą jak blisko są sukcesu).
Dodatkowo przyczyna pierwsza i druga i w przerwie nastąpiła przyczyna trzecia.
Gdzie było ciasto ?
No, ja nie wiem. To człowiek się stara, na mecze dziecko dowozi, a tu ciasta nie było. Chyba, że tylko na wyjazdach ma być, to przepraszam, ale naprawdę tak nie można. Ja namówiłem mojego ojca, który przyjechał na ten mecz z daleka, tylko dlatego, że ciasto miało być. Po raz pierwszy w życiu na meczu Stasia był i to była przyczyna czwarta. Nigdy więcej się już nie pojawi. Na 100% przyniósł pecha i o ile koledze Grodzkiemu można dać jeszcze jakieś szanse to mój ojciec otrzymał już zakaz stadionowy dotyczący Lidera 2003.
Frustracja była tak duża, że niektórzy zaczęli przypominać nasze pomysły z turnieju w Niemczech o konieczności adopcji nowych dzieci w wieku lat dziesięciu i to ze strefy podzwrotnikowej, choć tu trzeba uważać, bo tam jak u nas z samochodami używanymi, każdy licznik jest przekręcony.
Były też pomysły zgoła dziewicze o konieczności pozyskania kobiet płci przeciwnej, celem produkcji nowych piłkarzy, ale był to pomysł głupi, bo lat dziesięciu się nie nadgoni. A ponadto dlaczego komuś jeszcze dodatkowych zmartwień przysparzać. Co on, własnej żony nie ma ?
Rozpoczęła się druga część spotkania i wyszło słońce.
Dzieci nasze z przesuszonymi fryzurami oraz w innym ustawieniu (niech wyjdzie na moje) zaczęły grać lepiej i z większą determinacją.
Już w drugiej minucie, akcja w trójkącie Żuk do Grodzkiego, Grodzki do Gulczyńskiego i ten płaskim strzałem w lewy róg i gol. 1:2.
4 minuta, podkreślam 4 minuta.
Rzut wolny z lewej strony boiska, strzał dziecka Pana Gulczyńskiego i mamy 2:2.
W 8 minucie było już 3:2 dla Lidera, po tym jak Dawid Gulczyński podał do Stasia Żuka, który wbiegł w pole karne i trafił piłką w długi róg bramki, mimo, że cały czas miał obrońcę przy sobie.
W 20 minucie Alex Ławniczak podwyższył na 4:2, strzelając z prawej strony z ostrego kąta nad bramkarzem gości.
Lider wygrał, gdyż był lepszy w drugiej połowie. Dobry zespół poznaje się po tym, że wygrywa, gdy nie idzie. Naszym dzieciom nie szło, a wygrały.
Czyli, to bardzo proste wnioskowanie, mamy dobry zespół.
Jestem pewny, że Lidera stać na wygranie dwóch pozostałych spotkań i awans. Będzie to wyznacznik progresu, a przede wszystkim ogromna satysfakcja dla naszych dzieci. O rodzicach nie wspomnę.
A, wynik jeszcze, 4:2 dla nas !!!!!!
Oborniki,19.10.2013(relacje napisał A.Górczewski)
Sparta Oborniki - Lider Swarzędz 0:7
Trzystu. Tylu Spartan było na pierwszym meczu z Liderem. Na wyjeździe. Bo wiadomo, że na wojnę trzeba iść hurtowo. Najlepiej w trzystu.
Tuzin. Tylu Spartan przywitało drużynę ze Swarzędza na własnej ziemi. To była tylko delegacja, bo reszta krążyła po Obornikach i okolicy.
Wędrówki owe to element spartańskiego wychowania - spacery w niskich temperaturach hartują. A gdy zaczynał się mecz były trzy stopnie Celsjusza. Celsjusz był Szwedem, z okolic bieguna. Dla niego 0˚ to norma. Dla Spartan też, a gdy wschodziło słońce to właśnie 0˚ pokazywał termometr – dlatego poszli hurmem biegać wystawiając na boisko wspomniany tuzin bojowników.
Piłkarze drużyny przyjezdnej schowali się w szatni. Oficjalnie szykowali taktykę, ale podobno chodziło o to, że Piasek kojarzy się z plażą, z ciepłymi temperaturami, ze słońcem… Jak słońce zaczęło przebijać się przez chmury to i trener Piasek ruszył w stronę zielonej murawy obornickiego Orlika. A za nim jedenastka w czarno-czerwonych strojach: Bruno Norkiewicz (ten akurat ubrał się inaczej, przeciwnicy myśleli, że to sędzia, a on po prostu chciał podkreślić, że jest kapitanem; wiadomo, że przywódca wojsk musi być zauważalny na boisku), Dawid Gulczyński, Jan Książkiewicz, Marcin Górczewski, Łukasz Grodzki, Stasiu Żuk, Stasiu Grupiński, Aleks Ławniczak, Gracjan Lewandowski, Jacek Przybylski, Ludwik Sobieszczański.
Spartanie jakby wiedzieli, że lata chwały za nimi i czeka ich ciężka przeprawa - wynajęli koparkę, która kopiąc w ziemi tuż przy boisku szukała śladów dawnej świetności. Przekrzykując jej hałas zawołali Spartanie „Kto wygra mecz?” i sami sobie odpowiedzieli „Sparta!”. A poszukiwania świetności trwały… Sędzia przegwizdując (gwiżdżąc głośniej niż koparki rzężenia) poszukiwania świetności dał znać, że warto w końcu zająć się piłką.
Lider od razu zaatakował. I już w pierwszej minucie doskonałą okazję wypracował Stasiu Żuk wypuszczając sam na sam Aleksa, którego strzał obronił jednak spartański bramkarz. W odpowiedzi podobna akcja gospodarzy, ale nasz bramkarz też był górą. Rozochoceni przeciwnicy chwilę później strzelali z rzutu wolnego, ale nad Brunem i nad bramką.
Historia lubi się powtarzać – pomyśleli Spartanie licząc na powrót czasów chwały. I historia się powtórzyła, ale nie według założeń piłkarzy z Obornik. Najpierw Aleks nie wykorzystał sam na sam, a potem piłkarz w zielonym stroju (kolor nadziei, Sparta wykorzystywała wszelkie możliwe symbole by dodać sobie animuszu) znów z rzutu wolnego przeniósł piłkę nad naszą poprzeczką. Kibice z czerwono-czarno-białymi szalikami na szyjach, wisząc na ogrodzeniu Orlika zaczęli się niepokoić. Czas leciał, a goli było brak.
Trener synów swarzędzkiej ziemi popatrzył na koparkę, na słońce próbujące się przebić przez chmury, na rosnącą nadzieję lokalsów, na sędziego (któremu trzeba oddać, że uczciwie prowadził zawody), na kibiców Lidera stojących naprzeciwko, na torbę na ławce wśród rodziców i dziadków. Z tej ostatniej dochodził tak intensywny zapach startych jabłek ubranych w wyśmienite ciasto, że trudno było nie wspomnieć poprzednich spotkań i kawałków wypieków które czekają na trenera pod warunkiem dobrego wyniku. Wciągnął więc Piasek ten zapach głęboko i zakrzyknął „Dawaj!”. I choć miał na myśli kawałek ciasta to chłopcy odebrali to jako zachętę do jeszcze większego zaangażowania.
Aut, Aleks przedłuża głową, Łukasz trafia w bramkarza. Żuk z rzutu wolnego trafia w słupek. W obronie też intensywna walka. Marcin dwukrotnie pada jak mury Jerycha, przy czym nie od trąb (czy koparki) dźwięku, ale od ataków nogami przeciwników. Aż przyszła 10. minuta. Grodzki podaje (nie drybluje, do czego jeszcze wrócimy), Żuk podaniem mija bramkarza i Ławniczak nie ma wyjścia – trafia na 1:0! Euforia na trybunach, okrzyki, łopoczące dumnie szaliki.
Chwilę później z rzutu wolnego Stasiu Żuk uderza tak, że bramkarz nie łapie i jest 2:0 dla Lidera. Jeśli wcześniej była euforia to teraz jest prawie ekstaza. Chłopce uśmiechnięci, Piasek już wie, że ciasto będzie jego, rodzice i dziadkowie oddychają z ulgą – zwycięstwo będzie nasze.
Chłopcy najwyraźniej też to zrozumieli i zwolnili tempo. Najmniej zwolnił Żuk, który atakował i piłkę i bramkarza (czasami naraz), ale groźniejsze akcje mieli Spartanie. I powinni nawet strzelić gola, ale z koparki nie było sygnału, że lata świetności zostały odkopane, więc albo Bruno łapał piłkę, albo ta leciała nad poprzeczką. I pierwsza połowa skończyła się wynikiem 0:2 z punktu widzenia gospodarzy.
W przerwie tradycyjnie piłkarze ustalali kto i jak będzie strzelał kolejne bramki, a na trybunach pojawiła się tradycyjna konsumpcja. Catering zapewniany tradycyjnie przez rodzinę Aleksa Ławniczaka tym razem nie kończył się na fenomenalnym cieście – były też termosy z gorącymi napojami! Komentatorzy jednak nie chcąc być posądzonymi o stronniczość w relacjach zakupili w klubowym bistro wzorowanym na wozie Drzymały herbatę. W pakiecie dostali też cukier i cytrynę. Żeby nie było kwasów kibice gospodarzy poczęstowali nas nawet dodatkową cytryną.
Początek drugiej połowy to próba pobicia rekordu szybkości strzelonego gola. Po rozpoczęciu od środka Łukasz przebiegł całą połowę przeciwników, ale po drodze stracił trochę sił i strzał, który oddał, był za lekki. Stasiu po zespołowej akcji trafił w poprzeczkę. A po kontrze Spartan Bruno pewnym wyjściem zażegnał niebezpieczeństwo.
Na boisko po groźnym faulu leży zawodnik – Żuk junior. Z sektora kibiców gości słychać pojedynczy, ale donośny głos „Wstawaj, wstawaj, nie udawaj”. To podobno wołał Żuk senior. Żuk junior… wstał. Ustawił piłkę. Przymierzył. Uderzył. Futbolówka przełamała ręce bramkarza i w asyście stojącego w bramce za linią Aleksa wylądowała w siatce poprawiając wynik na 3:0 dla swarzędzan. Żuk senior wołał wraz z innymi swoje nazwisko w odpowiedzi na bębniarza (bębniarki?) „Strzelcem gola Stasiu…!”
Ataki Lidera nie ustają. Aleks dwa razy trafia w bramkarza. Przyciśnięta Sparta próbuje szczęścia lobem z połowy boiska, ale Bruno tylko lekko uśmiechnął się pod wąsem. Pod przyszłym wąsem.
A nasi w 31. minucie przeprowadzili najbardziej zespołową z bramkowych akcji. Książkiewicz, Żuk, Grodzki i w końcu tradycyjna asysta z wykorzystaniem słupka – Ławniczak z zimną krwią trafia z bliska na 4:0.
Następny gol po chwili znów w pięknych okolicznościach nie tylko przyrody. Książkiewicz wjeżdża zdecydowanie w pole karne przeciwników zagrywa no-look-passa do Żuka, ten odgrywa, a Książka wykonuje piruet na środku pola karnego. Obrońcy patrzą na niego (z podziwem), a piłka go słucha (w pokorze) i dotknięta zdecydowaną stopą ląduje w siatce obok bezradnego bramkarza. 5:0!
To było ciężkie siedem minut dla Sparty. Po golach w 29., 31. i 33. minutach także w 35. bramkarz Sparty został pokonany. Marcin z daleka, bramkarz paruje strzał, ale tam stoi Żuk i trafia na 6:0.
Tu chwila dla Spartan. Dla spartańskiej taktyki obronnej. Dwie wieże nazywane też gimbusem (w odróżnieniu od autobusu, kiedy to cała drużyna staje na wysokości własnego pola karnego utrudniając przeciwnikom strzelanie na bramkę) stały w dokładnie zaznaczonych polach - na dwóch końcach łuku namalowanego przed polem karnym. Dwaj obrońcy nie oddalali się z tych pozycji dopóki przeciwnik (czyli Lider) nie podszedł wystraczająco blisko. Tak na metr, góra dwa metry. Wtedy dopiero obrońcy ruszali, ale często było już za późno. Niestety dla Sparty. Na szczęście dla Lidera.
Nasi obrońcy byli zdecydowanie bardziej aktywni. Przybylski spychał przeciwników skutecznie poza linię boczną. W sumo wygrywałby walki zdecydowanie. Lewandowski ekspediował piłki daleko do przodu. Nawet jak przeciwnik wygrywał z nim walkę to za moment i tak musiał uznać wyższość umiejętności Gracjana.
Gulczyński został mistrzem dryblingu. Po meczy dwóch miniętych przez Gulczasa Spartan (nawet jeszcze po meczu) patrzyło w zieloną murawę kiwając z niedowierzaniem głowami. Sobieszczański i Grupiński też skutecznie manewrowali wśród przeciwników nie dając szans przeciwnikom na kiwanie głowami.
Jeszcze słowo o Grodzkim, a właściwie o Grodzkich. Ta rodzina została objęta specjalnym programem Przemyśl. W założeniu chodziło o to by Grodzki senior wyjechał do Przemyśla w czasie meczu w Obornikach, bo gdy ojciec jest na trybunach to syn kiwa zamiast podawać. Jednak familia Grodzkich zrobiła PRZEMYŚLenie i po głębokich rozmowach, przy wsparciu grup wsparcia, udało się – obecność seniora nie przeszkodziła w grze juniora. To kolejny przypadek skuteczności założeń wychowawczych panującej w UKS Lider Swarzędz. Ku chwale młodzieży!
Autor relacji końcówkę meczu spędził wśród kibiców gospodarzy. Tam wyłowił, po zagraniu jednego ze Spartan, słowa „Moja babcia by lepiej strzeliła”. Gratulujemy babci! W tym miejscu jednak chwała Babciom i Dziadkom Lidera – współczynnik obecności tego pokolenia na meczu był wyjątkowo wysoki. Babcia zawodnika Aleksa wołała do dziadka zawodnika Aleksa po bramce zawodnika Aleksa – szykuj 50 złotych! Nie wiadomo czy skarbonka się zapełniła, a miała by czym, bo zawodnik Aleks zdobył bramki dwie przecież.
Wróćmy na mecz jeszcze, bo oto Marcin (przesunięty pod koniec ze stopera do środka pola) wjeżdża w pole karne jak w masło. Tam delikatnie zagrywa do Łukasza, który delikatnie kieruje piłkę obok bramkarza, który delikatnie się myli i jest końcowy wynik: Sparta – Lider 0-7.
Po meczu dwa bardzo ważne (wśród wielu ważnych) wydarzenia:
- chłopcy z trenerem Arkiem wykonują kołyskę (uwiecznioną na zdjęciach) wiadomo dla kogo i wiadomo dlaczego; Emma za kilka lat będzie śledzić kariery piłkarzy, którzy uwiecznili dziś jej niedawne przyjście na świat; zdjęcie z Obornik wyląduje w jej Pamiętniku Małej Księżniczki
- chłopcy śpiewają „Kto wygrał mecz?” i dośpiewują „Lider Lider Lider!”; to odpowiedź na piąty akapit tej relacji.
Pozycja lidera umocniona przez Lidera. Dlatego w samochodach sunących po meczu z Obornik do Swarzędza zabrzmiała puszczona przez RMF FM pieśń (nazwy zespołu nie podajemy by chłopcom się nie kojarzyło) „Będzie! Będzie zabawa! Będzie się działo! I znowu nocy będzie mało. Będzie głośno, będzie radośnie. Znów przetańczymy razem całą noc”. Rodzice muszą tylko dopilnować by przed kolejnymi meczami zawodnicy byli wyspani.
link do zdjęćhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5936822619463496001?authkey=CPam0-KZiMyMuwE
Swarzędz,12.10.2013(relacje napisał P.Żuk)
Lider Swarzędz - Złoci Złotkowo 8:2
Mecz ten odbywał się zaraz po meczu Lidera z Lechem nr 2, którego to, meczu, nie Lecha, widziałem tylko końcówkę, ale usłyszałem od innych rodziców, że sędzia wyekspediował nam trenera na trybuny za brak dresu.
Dodatkowo nieskutecznie, gdyż trener podenerwowany oczekiwaniem na gola i nie tylko na gola, wypowiedź sędziego:
„ Zapraszam Pana trenera na trybuny” zrozumiał jako „Przepraszam Pana trenera za wygłupy”. Poczym, usatysfakcjonowany, spoczął spokojnie na foteliku.
Tata Marcina powiedział, że jak nie założy dresu na drugi mecz to może nas spotkać walkower, ale szczęśliwie okazało się, że komisja UEFA do spraw nagłych oraz dresów nie była w stanie się zebrać w przerwie pomiędzy meczami, gdyż jej przewodniczący Belg Kerr van der Ster zatrzasnął się w windzie z sekretarz komisji Czeszką Halinką Malinką, prywatnie kochanką, z pierwszego małżeństwa, wiceprzewodniczącego Niemca Helmuta Wermutha.
I równo o 12:00 zaczęli, zarówno piłkarze, ja i van der Ster z Malinką.
U nas już w 5 minucie był pierwszy gol.
5 min.– Dawid G. prawą stroną, podanie do Książki, który dopełnił formalności 1:0.
Pisownia oryginalna, tylko strzałki i inne dziwne znaczki zastępował będę tekstem.
12 min. – Z rogu Stasiu Żuk, Książka z woleja w poprzeczkę.
17 min. – Stasiu Żuk na 2:0
I wydawało się, że dalej będzie spokojnie, pewne prowadzanie, zrelaksowany trener, Pani Ławniczak zaczęła coś przebąkiwać o cieście w przerwie, van der Ster palił już w windzie pierwszego papierosa, ogólnie błogostan.
I tylko chłopcy niepotrzebnie spoczęli na laurach i dopuścili się dwóch niecnych „farfocli” w obronie.
21 min. - Błąd w obronie i 2:1
To był wielbłąd, a nie błąd, kto tam się nie zamachnął, żeby wybić piłkę, kto tam jej prawie nie wybił? A na końcu chłopiec ze Złotkowa spokojnie strzelił. Klasyczny „farfocel”.
23 min. – Lewy - samobój
No trudno, Gracjan walczył, żeby wybić piłkę z linii bramkowej, ale się nie udało i wstrzelił ją do bramki. Trzeba mu jednak oddać, że zupełnie się nie cieszył ze strzelenia tej bramki, co potwierdza, że był to gol niezamierzony. Co jest już ogromnym sukcesem, gdyż 5 lat temu na początku treningów Lidera mój syn ładował do tej bramki, której aktualnie bliżej się znajdował. I z każdego gola cieszył się identycznie.
Przerwa
Pani Ławniczak sięga po ciasto, a Halinka Malinka po papierosa.
W przerwie pojawia się Kierownik Dawid z najmłodszym dzieckiem, wyposażonym w drewniany rowerek bez pedałów. Ja rozumiem, że w czasach, gdzie wszędzie wokół epatuje się homoseksualizmem, należy podkreślać swój heteroseksualizm, ale żeby dziecku wykręcać pedały z roweru. No, ale może i słusznie – niech się nie przyzwyczaja.
I ruszyła winda i zaczęła się druga połowa.
6 min. – Sędzia …, Grodzki z rogu, bramka.
Muszę to wyjaśnić.
Na drugą połowę pojawił się Tata Łukasza i Łukasz poczuł się w obowiązku zdobycia bramki, tak jakby w pierwszej połowie robił coś innego.
No, ale w tej drugiej połowie, postanowił dodatkowo wykonywać rzuty rożne jak rzuty wolne bezpośrednie.
Przy pierwszym strzale nie trafił, ale drugim uderzył piłką w dalszy słupek. Tak odbitą piłkę złapał bramkarz. I tu pojawiły się rozbieżności na linii, czy za linią bramkową (całym obwodem, czy nie). Większa chyba część rodziców była zdania, że padł gol, natomiast mniejszość, stojąca jednakże bliżej linii końcowej była zdania, że jednak nie, gdyż wentyl piłki zahaczał jeszcze o linię, podobnego zdania był też sędzia i gola nie uznał.
7 min. – Stasiu Żuk na 3:2, po słupku, po strzale Grodzkiego.
Typowo koszykarska asysta. W koszykówce wygląda to tak, że pierwszy atakujący, mając przed sobą obrońcę rzuca piłką w kierunku kosza, ale nie z zamiarem trafienia tylko celowo obija piłką o tablicę, tak odbitą piłkę łapie w wyskoku biegnący za nim kolega i ładuje ją z góry go kosza (tzw. „dunk”).
Efektywne to i efektowne.
Tu było podobnie, Łukasz, mając przed sobą bramkarza podaje do Stasia z użyciem słupka i Staś strzela gola.
10 min. – Stasiu Grupiński po błędzie bramkarza, 4:2
Oddali nam jednego z naszych dwóch „farfocli” z pierwszej połowy.
15 min. – Książka po pięknej akcji zespołu na 5:2
18 min. – Dawid Bramkarz w słupek, Stasiu Żuk dobija na 6:2
Znów koszykarskie zagranie.
20 min. – Sędzia …, ręką obrońca wybił z bramki.
I znów można było dyskutować, czy zagranie ręką zamierzone, czy nie. W dorosłej piłce powinien być karny, dziecku można chyba na to przymknąć oko, ale tu sędzia nawet rożnego nie podyktował, a przecież był dzień i ciepło i nie stosowaliśmy zasłony dymnej i było widać.
21 min. – Książka z lewej nogi z 20 m, na 7:2
23 min. – Guli z prawej strony, z ostrego kata, na 8:2
I tak to się skończyło 8:2 dla lidera, czyli „Złoto dla zuchwałych” – nawet film o tym był.
Z ostatniej chwili.
Wreszcie zebrała się komisja UEFA, zapadło tylko jedno rozstrzygnięcie. Decyzją przewodniczącego Helmut Wermuth za brak dresu usunięty został z funkcji wice przewodniczącego, a nową wice przewodniczącą została niespodziewanie Hanlinka Malinka, także za brak dresu.
link do zdjęćhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5934322139613380465?authkey=CLvemLmlloLzcg
link do filmikówhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5934339680272698945?authkey=CLeEid3RypuPkQE
Swarzędz,10.10.2013(relacje napisał P.Żuk)
UNIA Swarzędz -Lider Swarzędz1:1
Najpierw skład i ustawienie:
Bramkarz: Dawid Pankowski
Obrona od lewej: Marcin Górczewski, Bruno Norkiewicz, Gracjan Lewandowski (Jacek Przybylski, Wojtek Zwoliński)
Pomoc od lewej: Dawid Gulczyński, Łukasz Grodzki, Stanisław Żuk (Stanisław Grupiński)
Napastnik: Jan Książkiewicz (Alex Ławniczak)
Rozpoczęło się od skandalu.
Graliśmy na wyjeździe, nie oczekiwaliśmy więc gorącego przyjęcia, ale mimo wszystko po raz pierwszy spotkał nas taki afront.
W niegościnnym Swarzędzu zostaliśmy wyrzuceni z boiska !!
Zaczyna się super, jak w Fakcie, nieprawdaż ?
A było to tak.
Przyzwyczajeni, do oglądania meczu z perspektywy dłuższego boku boiska, ustawiliśmy się na wysokości środka, ok. 3 m od linii bocznej i odśpiewaliśmy hymn.
Zaraz po tym zaśpiewie podszedł do nas sędzia meczu (nazwisko znane redakcji) i wyprosił nas na trybunki ustawione za jedną z bramek. Nie zważał na to, że była wśród nas kobieta (Pani Ławniczak) i jedno małe dziecko (mniejsze dziecko Pana Gulczyńskiego) oraz oczywiście Pan Dziadek (też Gulczyńskiego). I teraz pytanie, czy sędziemu nie podobało się to gdzie staliśmy, czy może nasz hymn, ale o to można go spytać podczas treningu rocznika 2005 (nazwisko sędziego znane redakcji).
Na tym incydencie skandale się zakończyły i rozpoczęliśmy grę.
Od razu uwidoczniła się przewaga Lidera i już w 2 minucie Łukasz Grodzki wyszedł sam na sam, strzelił jednak prosto w bramkarza.
Chwilę później podobna sytuacja, tylko, że atakował Jan Książkiewicz, który jednak wypuścił sobie za mocno piłkę i bramkarz dobiegł do niej pierwszy. Jeszcze tylko Stanisław Żuk potknął się (samo faul opisywany w poprzedniej relacji) i Alex Ławniczak także sam na sam w 100% sytuacji i ponownie Łukasz Grodzki, też setka i też nieskutecznie.
Tak to wyglądało w pierwszej połowie, duża przewaga Lidera i brak skuteczności.
Wszystkie ataki szły środkiem, a to dlatego, że graliśmy na „lotnisku”.
Boisko wyrysowano na połowie normalnego boiska do piłki nożnej. Nie mierzyliśmy, ale standardowe boisko ma wymiar 105 x 68 m, czyli jego połowa ma wymiar 52,5 x 68. Na szerokość boisko było nieznacznie zwężone, ale tak czy inaczej długość boiska przekraczała grubo 60m, a szerokość dochodziła do 50m (prawie kwadrat). Dla porównania typowy „Orlik” ma wymiar 26 x 56 m, a nasze boisko 36 x 56 m (i u nas jest już szeroko).
Tutaj dzieci nie potrafiły się odnaleźć, ataki przy bocznej linii boiska były tak odległe dla reszty zawodników, że nawet nie interesowali się tym co tam się dzieje, jakby toczyły się dwa niezależne mecze, jeden z piłką drugi bez.
Strejlau stał przy swoim telewizorku i nie mógł bazgrać po szybie podań diagonalnych, bo który 10-cio latek tak kopnie. Tak, czy inaczej w dobie telewizorów 16:9, w Unii malują boiska w starej wersji na Rubina 4:3. My to jeszcze, ale przyjedzie tam zespół grający tylko na „Orliku” i zagra na boisku dwa razy szerszym od swojego to trener po meczu nie pozbiera wszystkich dzieciaków, bo mu połowa przy rogach zaginie.
Rozpoczęła się druga część.
Nasi chłopcy byli już zmęczeni. Turnieje, treningi, mecze w tygodniu, tańce, karate, gitary, szachy, szkoła, basen, rodzice marudzący dziecku nad uchem – tak, tak. Tak to wygląda i jak oni mają grać ?
W drugiej połowie Unia Swarzędz zaczęła śmielej atakować, a nasi chłopcy się odgryzali: Jan Książkiewicz obił dwa razy poprzeczkę, ale od strony nieba, także nie było to zbyt groźne dla rywala, Łukasz Grodzki kolejny raz na setce w polu karnym i Stanisław Żuk strzelił za słabo z rzutu wolnego.
I dalej byśmy sobie atakowali na 1:0, gdyby nie sędzia, który podyktował karnego przeciwko naszej drużynie (nazwisko Stróżyka znane redakcji). Karnego strzelili.
To tylko poderwało nasze dzieci do dalszej walki i chwilę potem Stanisław Żuk kopnął z rogu pod bramkę, idealnie na głowę Dawida Gulczyńskiego, który wyrównał ma 1:1. Duża przy tym golu rola rodziców, którzy stojąc za tą właśnie bramką informowali piłkarzy Lidera o przelocie piłki kopanej z rogu i podawali przybliżone parametry lotu oraz spodziewany czas i miejsce lądowania piłki.
Chwilę później mieliśmy identyczną sytuację. Żuk z rogu dokładnie w to samo miejsce, ale głowa Gulczyńskiego była zaprzątnięta innymi myślami i nie trafiła już w piłkę, zrobiła to natomiast głowa obrońcy Unii. Jeszcze tylko szansa Łukasza Grodzkiego na piłkę meczową i wygranie meczu, ale nie, jednak nie strzelił.
Podsumowując, Lider przeważał w całym meczu, zabrakło skuteczności, a przeciwnik, szczególnie w drugiej połowie walczył o swoje, i właśnie w drugiej połowie mecz był emocjonujący.
Wynik 1:1 na niegościnnej swarzędzkiej ziemi to chyba dobry rezultat, choć pozostał niedosyt. Nie wiem jak inne dzieci, moje dziecko było mocno zawiedzione osiągniętym rezultatem, ale to dobrze, jeśli porażka dzieci smuci i nie przechodzą koło niej obojętnie, jak wegetarianin koło sklepu mięsnego.
Swarzędz, 28.09.2013(relacje napisał T.Zwoliński)
Lider Swarzędz- Nielba Wągrowiec 4:0
W piękne sobotnie przedpołudnie spotkaliśmy się na El Stadio de Polna w składzie: Marcin Ebi Górczewski, Łukasz Grodzki, Stasiu Grupiński, Dawid Gulczyński, Gracjan Lewandowski, Aleks Ławniczak, Dawid Pankowski, Jacek Przybylski, Wojtek Zwoliński, Stasiu Żuk,
Wracając do starej tradycji sponsorowania meczy na dzisiejszy mecz tak sponsorzy się pchali, że musieliśmy przyznać przyjąć sponsora na 1 i 2 połowę, a o szczegółach w trakcie relacji.
Mecz rozpoczęliśmy od ataków i już w 1 minucie Aleks oddał strzał na bramkę Nielby. I tu o raz pierwszy dał znać o sobie sponsor 1 połowy słowo „niestety”…
Gra toczyła się głównie na środku boiska. Już w 2 minucie rywale mieli rzut rożny, ale spokojna interwencja naszych oddaliła zagrożenie spod bramki. Po chwilowej walce na środku boiska, rywale oddają pierwszy soczysty, ale niecelny, strzał na naszą bramkę. Bardzo ładna akcja prawym skrzydłem w 5 minucie, po ładnej wymianie piłki w środku pola wychodzimy na pole karne rywali i gdyby Aleks miał większe buty... Ale sponsor słowo „niestety” był na miejscu… Kolejna akcja prawym skrzydłem tym razem indywidualnie Stasiu Żuk. Strzela z dystansu lewą nogą i już kibice chcieli głośno , a piłka posłuchała sponsora i „niestety” minimalnie minęła misternie uplecioną pajęczynkę przez pająka w górnym rogu bramki… Po chwili próbuje Gulczas, ale bramkarz rywali broni. Kontra rywali po której wywalczyli rzut rożny. Kolejna ładna zespołowa akcja naszych chłopaków zakończona minimalnie niecelnym strzałem Stasia Grupińskiego. Wyjątkowo aktywny na prawym skrzydle Stasiu Żuk przeprowadza kolejną akcję i gdyby do grania w piłkę używał obu nóg, a nie tylko lewej byłoby groźniej, a tak „niestety”…
Rywale kończyli swoje akcje na „ćwiartce”, czyli na połowie naszej połowy:-). A tam panował Ebi, razem z Lewym, Gulczasem i Jackiem.
Właśnie Marcin był reżyserem kolejnej ładnej akcji, którą rozpoczął z Lewym, piłkę przejmuje Stasiu Żuk, któremu chyba zakręciło się w głowie po minięciu trzech rywali, stracił orientacje oddając słaby i bardzo niecelny strzał. Lider w tym fragmencie mecz miał sporą przewagę nie potrafiąc jej udokumentować zdobyciem gola. Nawet dwukrotnie wychodząc z kontratakiem w przewadze 4 na 3 nie strzeliliśmy bramki. Po ładnej wrzutce z rogu Stasiu Żuk i Łukasz Grodzki nieznacznie minęli się z piłka. Sędzia zakończył pierwszą połowę, w której nasi chłopcy grali naprawdę ładnie i kilka akcji było rzeczywiście pięknych.
Początek 2 połowy to akcja Nielby, po której nastąpiły dwie sytuacje podbramkowe naszych. Niestety bez oddanego strzału. Później strzał Łukasza Grodzkiego z 15 m, ale bramkarz Nielby tylko odprowadził wzrokiem piłkę lecącą obok bramki. W 3 minucie kontra rywali zakończona niecelnym strzałem. Po chwili strzał Stasia Grupińskiego, ale tym bramkarz rywali broni. W 4 minucie akcja Stasia Żuka, który wrzuca piłkę na pole karne, piłka przelatuje nad Aleksem i trafia do lekko zaskoczonego Lewego, który nie trafiia w bramkę. Aż wreszcie nadeszła 6 minuta kiedy Stasiu Żuk strzela z 15 m i piłka lobbując bramkarza trafia do siatki. I tu pojawia się sponsor 2 połowy słowo „nareszcie”. Nareszcie prowadzimy!!! Rywale próbowali zdobyć bramkę, ale ich akcje kończyły się w naszym polu karnym bez oddanego strzału. Szczęście sprzyjało rywalom, po strzale Stasia Żuka i odbitej piłce przez bramkarza Nielby piłka toczyła się po boisku z zawrotną prędkością 2 km/h i trafiła w słupek… Najgroźniejsza sytuacja dla rywali zdarzyła się w 11 minucie, kiedy to po strasznym zamieszaniu w naszym polu karnym, a właściwie prawie na linii bramkowej, Dawid wyłapał piłkę. Za chwilę kontra rywali zakończona rzutem rożnym. Po rogu nasza kontra wyprowadzona przez Aleksa, który posłał prostopadłą piłkę do Aleksa, ale trochę za mocno:-). Kolejna akcja naszych chłopców: po akcji Stasia Żuka, Aleks w doskonałej niemal 100 % akcji strzela obok bramki! Gra się wyrównuje i obserwowaliśmy sporo walki w środku pola. Ładna obrona Dawida i wyprowadzona kontra przez Wojtka niestety zatrzymuje się na połowie rywali. W 18 minucie indywidualną akcję przeprowadził Ebi, który „zawinął” dwóch rywali i huknął pod porzeczkę nie dając bramkarzowi żadnych szans!!! 2:0!!! Nareszcie pojawił się sponsor 2 połowy słowo „nareszcie”!!! Nasza przewaga nie podlegała wątpliwości. Po kolejnej akcji wywalczyliśmy rzut rożny, szkoda, że bez większego zagrożenia dla rywali. Chwilę później aut na wysokości pola karnego Nielby i strzał Stasia Grupińskiego! Po niegroźnej akcji rywali w 22 minucie Dawid wyrzucił piłkę uruchamiając kontrę, piłkę przejmuje Stasiu Grupiński i pomimo asysty obrońców strzela trzecią bramkę! 3:0!!! Koniec meczu to 2 ładne akcje lewym skrzydłem Wojtka, który zgrywa na pole karne. Za drugim razem piłka przechodzi blisko słupka. W 26 minucie po kolejnym rzucie wolnym Ebi ładnym strzałem trafia do bramki rywali! 4:0!!! To naprawdę dobry mecz Ebiego! W 28 minucie rzut wolny po niebezpiecznym zagraniu obrońcy na Aleksie, po rozegraniu strzał Lewego trafia odbity przez bramkarza w słupek! Za chwilę sędzia kończy mecz.
Mecz, który miał dwa oblicza: w pierwszej połowie mieliśmy festiwal niewykorzystanych sytuacji, a w drugiej nareszcie się chłopcy przełamali i udokumentowali swoją przewagę.
link do zdjęćhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5929510368615502225?authkey=CP3TpPXJuujW_gE
Rogoźno, 20.09.2013(relacje napisał P.Żuk)
Wełna Rogoźno - Lider Swarzędz 4:9
Lider Swarzędz – Wełna Rogoźno
Mecz miał się zacząć w piątek o 17:00.
Zbiórka zaplanowana była na 16:30.
Ale weź tu dojedź, kiedy przeciwnicy zaprzęgli wszystkie siły do opóźnienia naszego przyjazdu. A to przejazd zamknięty po dwakroć, a to koparka, spychacz, walec. I przypadku w tym być nie mogło, gdyż dziwnym trafem na pojazdach tych były naklejki „I love Wełna Rogoźno”.
Ja dojechałem na miejsce o 17:02.
O Piasku wiedzieliśmy tyle, że ciągnął się za odśnieżarką.
Wypełniliśmy protokół przy pomocy Pani Ławniczak oraz długopisu.
Drużyna gospodarzy od dawna na boisku, a nasze dzieci w szatni.
O 17:10 zarządziłem więc rozgrzewkę.
Chłopcy tradycyjnie pobiegali i poklaskali (jak u Rubika), potem pożyczyłem od gospodarzy piłkę i nakazałem grę w dziada, a konkretnie dwóch dziadów. Zorientowałem się, że chłopiec Pankowski nie miał liderowskiej koszulki tylko jakąś inną, niebieską i do tego z długim rękawem i obleciał mnie strach, bo łącznie w tym momencie było ich tylko ośmiu. W sukurs przyszła mi znajomość przepisu, że bramkarz powinien występować w innym stroju niż reszta jego drużyny i już miałem rozwiązanie – postawię Pankowskiego na bramce.
I tak zrobiłem, a chłopcom nakazałem strzelanie na bramkę.
Sędzia stanął na środku boiska i wyraźnie na coś czekał, uznałem, że na nas i zabrałem się za taktykę i motywację. Najpierw ustawienie. Kogo tu wybrać, kogo wystawić w pierwszym składzie, a kogo dać do rezerwy, zastanawiałem się dłuższą chwilę, ale stwierdziłem, że skoro mam ich tylko ośmiu to najlepiej żeby zagrali wszyscy od razu, bez rezerwy. Trudno sam siądę na ławce.
Bramkarza już miałem, zapytałem więc chłopców, gdzie kto chce grać. Ławniczak zaczął podskakiwać i krzyczeć, że on jest napastnikiem, strasznie się wyrywał. W sumie mi to nawet nie przeszkadzało, niech tam idzie to mniej szkody z tyłu zrobi. Ale zacząłem od obrony – od lewej Lewandowski, dalej Górczewski i i na prawej Gulczyński, w pomocy na lewej Grupiński, w środku Grodzki i na prawej Żuk, no i z przodu Ławniczak.
Teraz motywacja, nie żeby się napinać, w końcu to dzieci tylko, opowiedziałem im więc o Bogu, ojczyźnie, honorze, o walce o niepodległość, o tych co rankiem kolbami o drzwi łomocą, o odwiecznej walce dobra ze złem, chciałem jeszcze mówić o zniewolonych żonach i matkach, ale sędzia zaczął się niecierpliwić. Przeszedłem więc szybko do motywacji indywidualnej Grodzkiego, którego zrobiłem przecież rozgrywającym. Wyjaśniłem, że ma grać w środku, otoczony zewsząd kolegami, którzy czekać będą na jego podania, i że tak jak na dobrego muzułmanina po śmierci czeka harem, tak piłkarz trafi do nieba za asysty, a nie kółeczka w środku pola.
Ostatnim ruchem było ustawienie chłopców w szyku bojowym, żeby ułatwić im rozeznanie w pozycjach na boisku, a dodatkowo ustawiłem ich twarzami w stronę bramki przeciwnika, żeby mi samobója nie władowali. Na sam już koniec przekazałem oczekiwania co do wyniku. Pomyślałem, że skoro jest ich siedmiu w polu, to niech każdy sobie strzeli, czyli może jakieś 7:3, no ale przecież chyba jeszcze jacyś chłopcy dojadą, to też będą chcieli, także niech już będzie 9:4, nie ma co się napinać. Pokwitowali mi przyjęcie oczekiwanego wyniku do wiadomości i poszli do sędziego.
I tu już zaczęły się schody, sędzia niby miły gość, ale zaczął coś dzieciom na środku boiska klarować, pieniądze jakieś im pokazywał, wprawdzie monety tylko, ale jednak, koniec końców przestawił drużyny „przeciw pałożnie” i całą moją taktykę i ustawienie diabli wzięli. W ostatniej chwili uzmysłowiłem im, gdzie mają strzelać, używając dosadnego określenia „ nie walić mi do naleśnika, gamonie !”. Zrozumieli.
Od początku mieli przewagę i wtedy przyjechał trener. Jak ja się wystraszyłem, że wrzuci mi piasek w tryby dobrze naoliwionej maszyny, ale trudno oddałem mu stery z prośbą – „tylko nie zepsuj”.
Razem z Piaskiem dojechali: Zwoliński, Przybylski, a chwilę przed nimi pojawił się jeszcze Uliczny.
A maszyna była rzeczywiści dobrze naoliwiona (co fachowiec, to fachowiec):
1:0 - Żuk z prawej strony lewą nogą, płasko w długi róg z dystansu
2:0 - Ławniczak, po pięknym prostopadłym podaniu Grodzkiego
3:0 – Grupiński, po pięknej akcji w trójkącie – Żuk do Grodzkiego, Grodzki do Grupińskiego, i wszystko z pierwszej piłki (pełnia sukcesu motywacyjnego na Grodzkim).
I w tym momencie po 10 minutach gry Piasek się zorientował w moim ustawieniu i postanowił namieszać.
I dalej było już tak:
3:1 z niczego, czyli z błędu w obronie
3:2, bo jakiś gamoń ręką w polu karnym zagrał i był karny, a Pankowski nie obronił, bo to już nie ta motywacja przecież była.
Przerwa
W przerwie było ciasto dla rodziców od teściowej Pani Ławniczak i było miło, ale Piaskowi ciasta nie daliśmy, tylko obiecaliśmy po meczu, po dobrym wyniku. I tu się chłop strasznie spiął, zabrał dzieci do szatni i przez całą przerwę coś im klarował.
3:3, bo Pankowski obronił, ale przy dobitce nie miał już szans.
Po chwili 4:3 dla nas - Żuk z prawej strony, prawą nogą w długi róg, podawał Gulczyński.
I znów Żuk strzelał, tym razem z wolnego z prawej strony. Uderzył nad murem, ale bramkarz obronił i piłka spadła mu pod nogi, ale na końcu tych nóg był tułów Dominka Ulicznego i to ten tułów strzelił z bliska bramkę na 5:3.
Zaraz jednak gospodarze zrobili 5:4.
Piasek z niepokojem zerkał na kończące się ciasto, a ja biedny stałem za siatką i nie mogłem pomóc.
Ale przecież w drugiej połowie atakowali na tę stronę, na którą ich ustawiałem i w pewnym momencie przypomniało im się wszystko co mówiłem i to o honorze i walce podziemnej z okupantem i latach zaborów, to że niejednego z ich przodków pożarł dinozaur. I przewinęło im się to wszystko przed oczami jak film i ruszyli.
6:4 - Żuk z lewej strony, po podaniu Pankowskiego nogą.
7:4 - chłopiec z drużyny gospodarzy Tomek Samobój po dośrodkowaniu Gulczyńskiego
8:4 - Gulczyński z prawej strony po podaniu Lewandowkiego
9:4 - Gulczyński z prawej strony po podaniu Żuka.
I skończyło się 9:4, czyli tak jak prosiłem, mimo, że mi przeszkadzano.
link do zdjęćhttps://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5926471547103296385?authkey=CK-Pm4GNrtrRygE
Swarzędz, 14.09.2013(relacje napisał P.Żuk)
Lider Swarzędz – Sparta Oborniki 4:1
Długo nie było wiadomo, czy mecz się odbędzie, ale w końcu na 10 minut przed dwunastą dojechali, zarówno przeciwnicy, jak i sędzia.
Przeciwnicy przewyższali nas liczebnie, bo było ich trzystu, ale w końcu byli to reprezentanci Sparty, a oni zawsze chodzą w takich hordach.
Miasto Swarzędz i okolice reprezentowali członkowie następujących rodzin:
Pankowskich, Przybylskich, Lewandowskich, Trawińskich, Książkiewiczów, Żuków, Ławniczaków, Grodzkich, Gulczyńskich oraz Wolskich.
Trener Łukasz też był obecny i było to uzasadnione, gdyż było przynajmniej komu podpowiadać chłopcom, na którą bramkę mają atakować.
Od początku zaznaczyła się przewaga synów Swarzędza.
Pierwszą bramkę zdobył Żuk Stanisław, dobijając obroniony przez Spartanina strzał Ławniczaka Alexa, a drugiego gola dla naszej drużyny strzelił lewy słupek prawej bramki (patrząc od strony trybun), po tym jak Gulczyński Dawid ustrzelił Spartańskiego bramkarza, a piłka po odbiciu się od tego bramkarza trafił do słupka, który dopełnił formalności. Nie ma co się chwalić, bo na pustą każdy by strzelił, nawet słupek i to lewy.
To tyle do przerwy.
O ile w pierwszej połowie Spartanie ustawiali się w szyku i bronili jednego głównie korytarza na boisku, jak wąwozu, o tyle w drugiej połowie rozpierzchli się po całym placu, uwzględniając boisko do piłki ręcznej i parking. Niektórych widziano też przed Lidlem, no ale to w końcu to trzystu chłopa było.
No i narobili takiego zamieszania, że strzelili nam bramkę, konkretnie jeden ze Spartan uderzył prawą nogą z okrzykiem „this is Sparta” i wpadło.
Okazji było dużo, w tym kilka doskonałych. Nieszczęśników, którzy ich nie wykorzystali litościwie pominę. Nadmienię tylko, że bramek mogło paść nawet i osiemnaście, ale po co. Lepiej to sobie rozłożyć na cztery mecze po cztery bramki i jeszcze dwie reszty zostaną na przypadkowy remis 2:2. Prywatnie wspomnę jedynie ładny strzał z dystansu w długi róg, którymimo, że mierzony w okno nie dał bramki, gdyż piłka trafiła w poprzeczkę. A poprzeczka lewej bramki od strony trybun zachowała się zupełnie inaczej niż lewy słupek prawej bramki. Strzelał zawodnik lewo nożny.
W końcu przewaga Lidera została udokumentowana (to takie ładne gazetowe określenie) kolejnymi dwie bramkami.Obie zdobył Ławniczak Alex. Najpierw nogą, a potem głową.
Ta druga bramka była szczególna, gdyż podającym na głowę Alexa z rogu był Grodzki Łukasz, dla którego było to drugie podanie w całym meczu i od razu asysta. Wcześniej nie podawał, gdyż nie był pewnym, czy otrzymujący podanie zdobędzie bramkę, a tym samym zapewni mu asystę.
Ten gol po główce to w ostatniej minucie padł.
Generalnie patrząc nieobiektywnie oczami zaangażowanego rodzica należy podkreślić, że zespół nasz lepszy był i już.
Dodatkowo godne podkreślenia były efektywne wyprowadzenia piłki przez naszego bramkarza. Jego wyrzuty ręką były celne i dalekie. Musi on natomiast uważać, żeby przy tych wyrzutach z pola karnego nie przekraczać ręką linii środkowej, ale na zagadnienia taktyczne i interpretację przepisów przyjdzie jeszcze czas. Generalnie bramkarz nasz nie popełnił żadnego błędu ani wymuszonego, ani niewymuszonego i otrzymuje notę łączną 5,85 (w tym za wartość artystyczną 5,92).
Jeszcze ostatnia uwaga personalna.
Zawodnik Lewandowski bramki nie strzelił, bo w Swarzędzu, bo za mało widzów, bo bez świateł, ale wieczorem przeciwko HSV to już mu się chciało i dwie trafił. No ale to już za Euro, a nie za lizaka.Nieładnie.
Tak jak w relacji mojego szanownego kolegi Przemka stało, podobnie i w tym meczu dzieci naszych była tylko dziesiątka, a więc dwóch na zmianę.,
Mam nadzieję więc, że po wyzdrowieniu do drużyny naszej dołączą szybko: Kacper, Denis, Wiktor, Kacper, Miłosz, ale także Kacper, Bruno, Jakub, Piotr, Stanisław, Emre, Ludwik, Wojtek.
Uff, mam nadzieję, że nie pominąłem żadnego, oczywiście poza tymi, którzy wzięli udział w obu meczach.
Złotkowo, 07.09.2013(relacje napisał A. Górczewski)
Złoci Złotkowo - Lider Swarzędz 5:3
Złoci ze złotem, Lider ze srebrem za mecz na otwarcie sezonu
Trener Łukasz przed spotkaniem w Złotkowie konsultował się z Mariuszem Rumakiem. Tematem przewodnim rozmowy było „Jak grać gdy chorych i nieobecnych jest więcej niż tych, których można wpuścić na boisko?”. Potem były modlitwy, szybkie kuracje, a przede wszystkim liczne smsy i telefoniczne rozmowy. Udało się!! Na obiekcie Złotych Złotkowo w sobotnie przedpołudnie pojawiło się dziewięciu zawodników Lidera. To o jednego więcej niż potrzeba do pełnego wyjściowego składu.
Tym dodatkowym zawodnikiem, czyli pierwszym i jednocześnie najważniejszym zmiennikiem, zgodził się zostać Antek Trawiński. Swoją kandydaturę zgłosił zjawiając się w Złotkowie tuż przed pierwszym gwizdkiem sędziego, gdy koledzy byli już prawie rozstawieni na boisku.
Wcześniej rozgrzewkę poprowadził Jasiu Książkiewicz, bo Trener w tym czasie kreślił własną taktykę podsłuchując jednocześnie wytyczne rywali, którzy stwierdzili, że „jest nas dwa razy więcej, więc zabiegamy Lidera”. Złoci Złotkowo zagrali stylem hokejowym – było ich tylu, że mogli wystawić dwa pełne składy, z czego skwapliwie potem korzystali.
Rękawice bramkarskie wdział Dawid Pankowski. Przed nim w rolę stopera wcielił się Jasiu Książkiewicz, który po grze na tej pozycji na turnieju w Gnieźnie jest już teraz kandydatem do Stopera Jesieni w lidze WZPN Orlików E1. Po bokach miał silne wsparcie w Gracjanie Lewandowskim i Jacku Przybylskim. Środek pola zaplanowali zdominować Marcin Górczewski, Łukasz Grodzki i Dawid Gulczyński. Z przodu miał szaleć, siać zamęt, a przy okazji trafiać do bramki Aleks Ławniczak.
Od pierwszej minuty mecz podobał się licznie zgromadzonej publiczności (27 osób). Z jednej i drugiej strony sunęły huraganowe ataki. Złoci kąsali, Lider się odgryzał. Nasza obrona po obejrzeniu meczu Polska-Czarnogóra uznała, że nie wiadomo do końca o co chodzi z tymi spalonymi i albo skutecznie wybijała piłkę spod nóg atakujących przeciwników albo zostawiała miejsce na parady Panki – żeby każdy mógł się wykazać. Nasz bramkarz wielokrotnie łapał lub odbijał strzały przeciwników, ale w 13ej minucie musiał jednak skapitulować.
Lider cisnął. Obrońcy przesunęli się na środek boiska. Pomocnicy podeszli pod pole karne. Bramkarz Złotych o złotych włosach z trudem radził sobie ze strzałami głównie Grodzkiego i Ławniczaka. Obaj oddali też strzały w najskuteczniejszej akcji Lidera w pierwszej połowie - w 19ej minucie. Do trzech razy jednak sztuka. Po dwóch wybiciach przez obronę Złotych do piłki dopadł Górczewski i trafił w obrońcę czym zmylił bramkarza – na świetlnej tablicy pojawił się wynik 1:1. To znaczy by się pojawił, ale chłopcy świeżo po wakacjach po pierwszym tygodniu w szkole uznali, że miejsce tablic jest w klasach, a nie na boisku i każdy musiał gole liczyć sam. Niektórzy kibice Czarno-Czerwonych dzięki takiemu indywidualnemu liczeniu mogli przez telefon przekazywać w przerwie, że Lider wygrywa 2:1…
Wyrównujący gol Ebiego, który wrócił do Lidera po 4 latach, pokazuje skuteczność polityki transferowej w ostatnim okienku. Czekamy na debiuty w Liderze Ryby i Denisa. Temu ostatniemu na razie życzymy dobrze zrośniętych kości!
Doskonale też grali ci, którzy dłużej trenują pod okiem Trenera Łukasza. Wystarczy go posłuchać i od razu kibice nagradzali oklaskami imiennika coacha za to, że sumiennie wypełniał trenerskie „mijasz dwóch i podajesz”. Metamorfoza – komentował z entuzjazmem sektor kibiców gości. Aleks świetnie spisał się z kolei w roli jedynego napastnika. Tylko wyjątkowemu szczęściu obrońców Złoci zawdzięczają, że Aleks nie strzelił im 5 goli.
Druga połowa była kontynuacją dobrej gry z pierwszej części. Tak do mniej więcej 35ej minuty. Nic nie zapowiadało tego, co stało się potem. Chyba, że za omen można uznać malutki obłoczek, który wypłynął na błękitny przestwór niebios nad stadionem w Złotkowie. W każdym razie nasi grający z tylko jednym rezerwowym przeciwko dwukrotnie większej liczbie Złotych nagle zostali bez prądu. Nogi odmawiały posłuszeństwa, brakowało tlenu w płucach. I padły dwie bramki dla Złotych. Mogło braknąć sił, ale nie zaangażowania – bramką odpowiedział Aleks, który w końcu zasłużenie zdobył gola wykorzystując zamieszanie pod bramką gospodarzy. Naszym wróciła wiara, ale dwie szybkie kontry sprawiły, że zrobiło się 2:5. Odnotować trzeba jeszcze sytuację Aleksa, po której cieszył się już ze zdobytej bramki (podobnie jak sektor kibiców gości), ale sędzia (i kibice gospodarzy) uznał, że piłka odbiła się od poprzeczki i gra biegła dalej. Ta sytuacja na pewno trafi do Kontrowersji Kolejki.
Chłopcy walczyli jednak do końca i Łukasz Grodzki pięknym strzałem pod poprzeczkę poprawił jeszcze końcowy wynik. Ostatecznie przegraliśmy 3:5, ale trzeba pamiętać, że było nas tylko dziewięciu, przy czym jeden zawodnik dzień wcześniej dopiero wrócił do treningów, kolejni dwaj wychodzą jeszcze z choroby. Mimo to Lider zagrał ładnie, ofensywnie (stoper Książkiewicz w drugiej połowie bywał też napastnikiem, podobno decyzją Trenera) i z polotem. Boczni obrońcy, dopóki mieli siły, likwidowali zapędy przeciwników. Zostawili dobre wrażenie, a kibice skomentowali, że to dobry prognostyk na jesień.
link do zdjęć:https://plus.google.com/photos/114325179193426479956/albums/5921249890201222833?authkey=CJ_y18jTjdbTDQ